Główny Urząd Statystyczny zaprezentował kolejne niepokojące dane dotyczące liczby urodzeń w Polsce. W czerwcu na świat przyszły 23 tysiące dzieci. W ostatnich 12 podsumowanych miesiącach – 291 tysięcy. To najgorszy wynik w historii naszego kraju.
Różnice są kolosalne. W latach 50. w Polsce na świat przychodziło 800 tysięcy dzieci rocznie, w latach 90. pół miliona, obecnie może się okazać, że nie przekroczymy nawet 300 tysięcy.
Renata Ptak z urzędu statystycznego w Krakowie przekonuje jednak, że wcale nie trzeba sięgać tak daleko do roczników statystycznych, by zauważyć wyraźną różnicę.
– W pierwszym półroczu tego roku mamy niewiele ponad 23 tysiące urodzeń miesięcznie. Rok temu w pierwszym półroczu to było ponad 25,6 tysiąca urodzeń miesięcznie – informuje Ptak
GUS w swoich najnowszych statystykach nie zaprezentował danych dla poszczególnych województw, ale Małopolska także jest w trendzie spadkowym. W 2022 roku urodziło się tutaj 31 tysięcy dzieci, o 7 tysięcy mniej niż w 2017.
– Starzejemy się, zmniejsza się liczba urodzeń, jest coraz mniej ludzi, zwiększa się liczba osób w wieku poprodukcyjnym. Myślę, że niestety, ale idziemy tutaj śladem zachodu – ocenia Renata Ptak.
Konsekwencje dla polskiej gospodarki mogą być nieubłagane. Starzejące się społeczeństwo to zachwiany system emerytalny i zdecydowanie niższe emerytury niż te, które teraz sobie zakładamy.
Profesor Krzysztof Machaczka z Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie informuje, że na niską liczbę urodzeń może mieć wpływ nie tylko zmiana stylu życia, czy inflacja, ale także brak stabilności w przepisach i wytycznych.
– To dynamika zmian w zakresie, chociażby ciągłych modyfikacji w systemie edukacyjnym, to brak stabilności w przepisach podatkowych, to brak stabilności w polityce społecznej, prorodzinnej. My jesteśmy dzisiaj już gospodarką posttransformacyjną. Powinniśmy funkcjonować już jako dobrze naoliwiony i skonstruowany system społeczno-ekonomiczny. Niestety tak nie funkcjonujemy – mówi prof. Machaczka.
Profesor Maria Nawojczyk, socjolożka z Wydziału Humanistycznego Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie, na kwestie ujemnego przyrostu naturalnego patrzy z poziomu uwarunkowań kulturowych.
– Kiedyś, można by powiedzieć, ludzie myśleli w kategoriach pozostawiania śladu po sobie, jako ciągłości trwania rodu, a teraz mamy bardzo wiele możliwości samorealizacji. Nasze dzieci nie są naszą wizytówką dla przyszłości, albo przynajmniej nie tylko one nią są. Ta zmiana zachodzi we wszystkich nowoczesnych społeczeństwach – wyjaśnia prof. Nawojczyk.
Jej zdaniem z trendem malejącej dzietności nie da się już walczyć.