Dawne dania wigilijne oparte były na tym, co urosło w polu, dlatego potrawy przygotowywano przede wszystkim na bazie mąki, kapusty, grochu, grzybów i maku.
– Obowiązywał post więc, były to przeważnie pierogi, barszcz, ziemniaki okraszone olejem lnianym, kluski z makiem, kompot z suszonych owoców i tzw. łamańce, czyli rodzaj półsłodkiego ciasta – wyjaśnia Iwona Łukawska, etnograf w Muzeum Zamkowym w Sandomierzu.
– Ryby były rzadkością na wigilijnym stole, częściej gościły na mieszczańskich, bogatszych stołach, niż w chłopskich chatach. Na czołowym miejscu zawsze był opłatek, który przeważnie układano na bochenku chleba. Wieczerzy wigilijnej zawsze towarzyszyła atmosfera magii. Już podczas spożywania posiłku obserwowano cienie poszczególnych osób rzucające się na ścianę. Jeżeli cień był wyraźny wnioskowano, że ta osoba długo jeszcze pożyje i odwrotnie, jeśli był słaby zwiastował chorobę, a nawet śmierć. Wróżono sobie także jakie będą przyszłoroczne plony. Na stole zawsze było siano, słoma i ziarna, więc wyciągano spod obrusu źdźbło słomy. Jeśli było dorodne, to zwiastowało urodzaj. Popularne były także zabawy po kolacji wigilijnej. Wygadało to w ten sposób, że ze snopków zbóż ustawionych w kątach izby jako dekoracje świąteczne gospodarz wyciągał słomę i podrzucano ją do góry. Jeśli słoma zaczepiła się na sufitowej belce, to zwiastowało dobre, obfite plony latem – dodaje etnograf.
Po wigilii oczekiwano na pasterkę, śpiewając przy wspólnym stole kolędy.