W poniedziałek (22 stycznia) w Sądzie Okręgowym w Tarnobrzegu ponownie stawi się były prezes Grupy Producentów „Owoc Sandomierski” z Bilczy w gminie Obrazów, Leszek B.
Proces rozpoczął się 4 grudnia, a w poniedziałek jest druga rozprawa.
Zeznania będą składać świadkowie: żona oskarżonego, jego brat i szwagierka. Jak informowaliśmy, Leszek B. jest oskarżony o oszustwa na kwotę 11,8 mln zł polegające na tym, że jako prezes spółki kupował owoce od producentów i zamawiał usługi od firm bez regulowania należności. W akcie oskarżenia jest także zarzut, że jako prezes nie zgłosił wniosku o ogłoszenie upadłości spółki, mimo, że były ku temu przesłanki.
Oskarżony Leszek B. podczas pierwszej rozprawy powiedział, że nigdy nie było jego intencją, aby kogokolwiek oszukać. Wyjaśniał, że zamówieniami surowców i usług dla spółki, niezbędnych do jej funkcjonowania zajmowały się osoby z poszczególnych działów. Podkreślił, że o problemach finansowych wiedzieli wszyscy udziałowcy spółki, czyli jednocześnie dostawcy owoców, a mimo to przywozili produkty do magazynów spółki.
– Każdy znał zasady, jeżeli chodzi o ceny oraz płatności. Gdy sytuacja finansowa spółki była zła, sadownicy otrzymali informację, że mogą zabrać z magazynu swoje owoce, aby sprzedać je gdzie indziej, ale zdecydowało się na to tylko kilku producentów – mówił podczas posiedzenia sądu były prezes „Owocu Sandomierskiego”.
Podkreślał kilka razy, że wszystkie sprawy spółki omawiane były na walnych zgromadzeniach oraz innych spotkaniach i nigdy nie padło pytanie, dlaczego coś zostało zrobione w ten, a nie inny sposób. Dodał, że spółka miała doradców. Na koniec 2016 roku został złożony wniosek do sądu upadłościowego, a restrukturyzacja była prowadzona przez pół roku. Leszek B. poinformował również o tym, że ze swoich prywatnych pieniędzy udzielił spółce pożyczek na kwotę ponad 3 mln zł, licząc na to, że odbije się ona od dna.
Podczas pierwszej rozprawy były prezes zeznawał także, iż problemy „Owocu Sandomierskiego” zaczęły się od rosyjskiego embarga. Wyjaśniał, że spółka straciła wtedy duży rynek zbytu jabłek w Rosji, a także na Białorusi, w Ukrainie i w Kazachstanie. Zapewniał, że on, jako prezes, szukał nowych rynków zbytu i znalazł je w Algierii i Egipcie, jednak nie były one tak atrakcyjne, jak te wcześniejsze. Sprzedawano tam od 15 do 20 proc. towaru, w porównaniu do rynków wschodnich. Jego zdaniem, do pogorszenia sytuacji spółki przyczyniła się część kontrahentów, która zamawiała towar i za niego nie płaciła. Przygotowane pod zamówienia partie trzeba było sprzedać ze stratą.
Akt oskarżenia liczy 54 strony, z czego 30 stanowią zarzuty. Na pierwszej rozprawie prokurator odczytywał go przez niemalże półtorej godziny. Oskarżony odmówił wówczas odpowiadania na pytania prokuratora i pełnomocnika 80 pokrzywdzonych. Zgodził się to zrobić tylko w stosunku do swojego adwokata.