Kolejna rozprawa Leszka B., byłego prezesa spółki Owoc Sandomierski odbyła się w Sądzie Okręgowym w Tarnobrzegu. Jest on oskarżony o oszustwa na prawie 12 mln zł, w stosunku do 240 sadowników i firm oraz o to, że nie złożył w terminie wniosku o upadłość spółki, choć były takie przesłanki. Leszek B. zamawiał towary i usługi, za które nie płacił.
Dziś (poniedziałek, 22 stycznia) nie było go w sądzie. Zeznania złożyła żona Leszka B., która odpowiadała także na pytania pełnomocnika 80-ciu poszkodowanych sadowników. Mecenas Grzegorz Rogusz, w rozmowie z Radiem Kielce stwierdził, że jego klienci są zainteresowani zbadaniem legalności działań członków zarządu spółki, zwłaszcza byłego prezesa w kontekście dostaw jabłek do magazynów „Owocu Sandomierskiego” w 2015 roku oraz inwestycjami spółki pod kątem racjonalnej gospodarki.
– W tym czasie podjęto decyzję o nabyciu nieruchomości we Włostowie, co wiązało się z wydatkiem ponad 1 mln zł. Był to czas, gdy w opinii biegłych, spółka powinna była ogłaszać upadłość – powiedział mecenas.
Odnosząc się do jabłek dostarczanych przez udziałowców do spółki, adwokat Grzegorz Rogusz stwierdził, że oszacowanie wierzytelności w stosunku do sadowników nie było trudne ani niemożliwe, ponieważ zgodnie z umowami członkowskimi te zobowiązania były określone wg. kryterium ceny rynkowej, która wynosiła wtedy 1,20 za kg, a zatem suma należności było możliwa do określenia.
Grzegorz Rogusz uważa, że proces potrwa dobrych kilka miesięcy, ponieważ ilość materiału dowodowego jest znaczna. Jego zdaniem dużo do powiedzenia w tej sprawie mają byli udziałowcy, którzy wiedzą, jak wyglądało zarządzanie spółką. Zwracają uwagę, że ich głosy jako wspólników mniejszościowych nie były brane pod uwagę, chociaż to ich gospodarstwa sadownicze stanowiły trzon produkcji spółki.
Podczas dzisiejszej rozprawy w charakterze świadków wezwany był również brat oskarżonego oraz jego szwagierka, jednak oboje odmówili składania zeznań. Kolejna rozprawa zaplanowana jest na 18 marca. Zeznania składać będzie wtedy główna księgowa „Owocu Sandomierskiego”.
Jeśli sąd uzna Leszka B. za winnego, grozi mu kara od roku do 10 lat pozbawienia wolności.
Przypomnijmy – Leszek B. nie przyznaje się do winy. Podczas pierwszej rozprawy, która odbyła się 4 grudnia ub. roku powiedział, że nigdy nie było jego intencją, aby kogokolwiek oszukać. Zamówieniami surowców i usług dla spółki, niezbędnych do jej funkcjonowania zajmowały się osoby z poszczególnych działów. Podkreślił, że o problemach finansowych wiedzieli wszyscy udziałowcy spółki, czyli jednocześnie dostawcy owoców, a mimo to przywozili produkty do magazynów spółki. Według byłego prezesa, problemy „Owocu Sandomierskiego” zaczęły się od rosyjskiego embarga. Spółka straciła wtedy duży rynek zbytu. On jako prezes szukał nowych odbiorców i znalazł ich w Algierii i Egipcie, jednak kontrakty nie były tak atrakcyjne, jak wcześniejsze.