Od pierwszych wyborów samorządowych w 1990 roku do ostatnich w 2018 frekwencja wyborcza stopniowo rosła; w 1990 roku wyniosła 42,27 proc. w skali kraju, w 2018 – 54,9 proc. Cały czas wybory samorządowe cieszyły się jednak mniejszym zainteresowaniem niż parlamentarne czy prezydenckie.
Wybory samorządowe stale cieszyły się również mniejszym zainteresowaniem niż wybory ogólnokrajowe – parlamentarne i prezydenckie, z wyłączeniem europejskich. Do tej pory w każdym wypadku wybory samorządowe odnotowywały mniejszą frekwencję niż odbywające się w tych samych lub pobliskich latach wyborach parlamentarnych i prezydenckich.
W ostatnich wyborach parlamentarnych w październiku ub.r. frekwencja wyniosła 74,38 proc. i była rekordowa we wszystkich typach wyborów od czasu transformacji ustrojowej. Z kolei w ostatnich wyborach prezydenckich latem 2020 roku frekwencja wyniosła 64,51 proc. w pierwszej turze i w drugiej 68,18.
Socjolog z UJ prof. Jarosław Flis zwrócił uwagę, że w ostatnich wyborach w 2018 roku frekwencja wzrosła m.in. ze względu na mobilizację mieszkańców dużych miast, którzy, jak ocenił, potraktowali wybory jako okazję do podkreślenia roli i podtrzymania pozycji partii opozycyjnych na arenie ogólnopolskiej.
– Wtedy ta frekwencja się zrównała w całym kraju – powiedział, zaznaczając, że standardowo wyższa frekwencja w wyborach samorządowych widoczna jest na wsiach i w mniejszych miejscowościach.
Ekspert ocenił, że w przypadku dużych miast można mówić o większym utożsamieniu władz lokalnych z podziałami centralnymi, a zatem wyborów samorządowych z ogólnokrajowymi.
Badacz zauważył też, że w przypadku wyborów samorządowych można zaobserwować prawidłowość, wedle której wybory na wyższym szczeblu – do sejmików czy wybory w największych miastach – mają bardziej „partyjny” charakter niż te w gminach czy powiatach, gdzie częściej znaleźć można kandydatów bez jednoznacznego powiązania z którąś z ogólnopolskich partii politycznych.
We wszystkich dotychczasowych wyborach samorządowych, w których odbyła się druga tura, odnotowano w niej wyraźnie niższą frekwencję niż w pierwszej. Pytany o to zjawisko, prof. Flis zwrócił uwagę, że dla różnicy frekwencji między pierwszą a drugą turą znaczenie może mieć szereg czynników, jak choćby gwałtowny spadek temperatury skłaniający wyborców do zostania w domach, tak jak to miało miejsce podczas drugiej tury wyborów samorządowych w 2010 roku.
Po drugie, jak wskazał prof. Flis, wiele zależy od układu sił między lokalnymi kandydatami po pierwszej turze.
– Wszystko zależy od siły drugiego kandydata – jeśli do drugiej tury wchodzi dwójka kandydatów ze słabym poparciem, to znaczy, że wiele osób głosowało na innych, którzy odpadli; te osoby często zostają w domu. Jeżeli wchodzi jeden silny kandydat i jeden słaby – zwłaszcza jeżeli np. ten silny jest obecnym burmistrzem, a drugi jego konkurentem – to wtedy wielu osobom wydaje się, że sprawa jest już rozstrzygnięta i też rezygnują – tłumaczył.
Jak dodał, na ewentualny wzrost zainteresowania drugą turą wyborów samorządowych może mieć wpływ silna polaryzacja między dwójką kandydatów, którzy do niej weszli z podobnym, dużym poparciem, np. po około 40 proc.
– Wtedy frekwencja może nawet podskoczyć względem pierwszej tury – ocenił prof. Flis.