Ich dziadkowie uratowali od śmierci jego mamę. Teraz syn Reginy Działoszyckiej, ocalonej w miejscowości Cieszkowy, w gminie Czarnocin przyleciał ze Stanów Zjednoczonych, by spotkać się z rodziną, która ocaliła jego rodzinę. Na spotkanie zabrał ze sobą syna, a także… autokar wypełniony młodymi Żydami z różnych części Stanów Zjednoczonych, którzy ostatni rok spędzili na nauce w Izraelu.
W sumie na podwórku w Cieszkowach w czwartkowe (11 kwietnia) popołudnie pojawiło się ok. 50 osób, by wysłuchać niezwykłej historii, jaka rozegrała się na tej posesji w czasie II wojny światowej. Przyjął ich pan Lucjan Kasperek, wnuk Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata, ze swoją żoną Marią Kasperek.
Skąd spotkanie po tylu latach? Inspiracją audycja Radia Kielce
Okazało się, iż do spotkania przyczyniła się także jedna z naszych audycji z cyklu „Polacy ratujący Żydów”, którą syn ocalonej znalazł w Internecie. Jak opisywaliśmy, Sala i Abram Działoszyccy do 1942 roku mieszkali w Wiślicy. Gdy Niemcy rozpoczęli wywózki Żydów znaleźli schronienie u Marii i Jana Przeniosłów w Cieszkowach. Działoszyccy schronili się tam z dwójką swoich dzieci: 8-letnią Reginą i 5-letnim Izaakiem. Małżeństwo Przeniosłów narażając życie swoje i pięciorga własnych dzieci ukrywało Działoszyckich do końca wojny, ponad 2,5 roku.
Trzy lata temu po śmierci mamy Murray Huberfeld postanowił wpisać jej polskie imię i nazwisko: „Regina Działoszycka” w internetową wyszukiwarkę. Ku jego zdziwieniu, pojawił się artykuł z audycją Radia Kielce, a w nim znana mu opowieść o ukrywaniu, ale wzbogacona o kilka historii, o których słyszał po raz pierwszy.
– Artykuł opowiadał historię nie z perspektywy ukrywanych Żydów, którą znałem, ale z perspektywy rodziny ratującej moich przodków: jak oni to widzieli, jaka była ich perspektywa. To było coś, czego nigdy nie słyszałem. Najbardziej poruszył mnie fragment o tym, gdy mój wujek, wówczas kilkuletni chłopiec chorował i bardzo kasłał. Gdy Niemcy przyjechali po kontyngenty i na kontrolę gospodarstwa, ukrywani nie mogli wydać żadnego odgłosu. Więc jego ojciec, czyli mój dziadek trzymał mu rękę na ustach i puszczał jedynie trochę powietrza zdecydowany, że jeśli nie będzie innego wyjścia, to udusi własne dziecko, jedynego syna, by ratować jeszcze córkę i żonę oraz 7 osób z rodziny Przeniosło. Po przeczytaniu tego stwierdziłem, że muszę tu przyjechać, muszę poznać tę rodzinę – opowiadał Murray Huberfeld.
Co można dać za uratowanie życia?
– Zadzwoniłem i spytałem, co mogę im przywieźć z Ameryki. Niczego nie chcieli. Pomyślałem więc, co mogę im dać za uratowanie życia? Przecież żadne materialne rzeczy tego nie wynagrodzą. Postanowiłem więc, że przywiozę mojego syna i jego kolegów, by pokazać, że dzięki odwadze dziadków państwa Kasperków – my jesteśmy, żyjemy, jesteśmy Żydami. Nie da się wyrazić słowami tej wdzięczności – opowiadał Huberfeld.
– Pana dziadek Abram wyraził się w ten sposób, że za to, co rodzina Przeniosłów zrobiła, to nie medale i dyplomy są adekwatne, ale należy się za to Królestwo Boże – odpowiadała pani Maria Kasperek.
Czy sam byłby w stanie ukrywać kogoś z narażeniem życia?
– Myślałem o tym wiele razy. Czy ja bym to zrobił? Naraziłbym swoją rodzinę? Wydaje mi się to niemożliwe. Moja mama mówiła: „to wyjątkowi ludzie, na innym poziomie, to co zrobili jest niemożliwe do zrozumienia”. To było poza ludzkim wyobrażeniem. Nie powinniśmy być testowani w taki sposób – dodał. I podkreślił: – Przeniosło ponosił to samo ryzyko przyjmując moją rodzinę. Gdyby ich nakryli nie byłoby mnie, ale też nie byłoby pana Lucjana.
Tamte czasy pamięta istniejąca do dziś stodoła i stare drzewo
Murray Huberfeld zobaczył, gdzie stał dom, w którym znajdowały się dwie z trzech kryjówek jego bliskich. Obejrzał także istniejącą do dziś stodołę, w której pod snopami zboża znajdowała się trzecia kryjówka. We wszystkich tych miejscach towarzyszyła mu izraelska młodzież, która wysłuchała całej wojennej opowieści.
– Pierwszy raz tu jestem, to dla mnie bardzo emocjonujący moment – mówił młodzieży Murray Huberfeld. – Jestem tatą Jacka. Jesteśmy bardzo szczęśliwi, że możemy się tu pojawić. A wszystko zaczęło się we wrześniu 1939 roku, kiedy Niemcy wkroczyli do Polski i zajęli ten kraj… – zaczął swoją opowieść.
Obok nieistniejącego już domu w Cieszkowach stało drzewo, które jest tam do dziś. Przy tym drzewie goście z Izraela i Stanów Zjednoczonych odśpiewali pieśń z modlitwą o błogosławieństwo i długie życie dla pana Lucjana Kasperka i jego rodziny.
Panowie Lucjan i Murray wymienili się także opowieściami, które przechowali w pamięci po swoich przodkach. Murray Huberfeld wspominał, że jego dziadek Abram znakomicie opowiadał i mówił wiele o II wojnie światowej oraz o czasie ukrywania.
– Kiedy pojechałem do niego, do Izraela siedziałem 6, 7, a nawet 8 godzin i słuchałem tych opowieści. I większość tych historii wydarzyła się tutaj. Mój dziadek mawiał, w jidysz: „Walczyłem z Hitlerem. I ciągle tu jestem”. On nie czuł strachu, bo po tamtej walce i przetrwaniu nic więcej nie mogło go przerazić – mówił.
Październik 1942 roku. Wiślicę otaczają Niemcy
Opowiedział, że jego dziadkowie, Sala i Abram, mieli jeszcze jedno dziecko. Malutką córeczkę.
– Był październik 1942 roku. Było to żydowskie święto. Tego dnia rano naziści wkroczyli do Wiślicy i otoczyli miasto. Dzień wcześniej, wieczorem moi dziadkowie z moją mamą i wujkiem poszli w odwiedziny do swoich rodziców na kolację. Mama miała jeszcze malutką siostrzyczkę. Dzieciątko zasnęło w trakcie kolacji. Wiec mama mojej babci powiedziała jej: pozwól dziecku spać tutaj, nie musisz zabierać jej dziś do domu. Rano wkroczyli Niemcy, otoczyli miasto i przeszukiwali domy. Dziecko (moja ciocia), które było z moimi pradziadkami, zostało razem z nimi zabrane do Auschwitz. Moi dziadkowie, mama i wujek zostali ocaleni, ale tamtych nigdy już nie zobaczyli. Dlaczego Bóg pozwala na takie rzeczy? Nie wiemy – mówił w zadumie Murray Huberfeld.
W rozmowie z reporterką Radia Kielce dodał – Nie mam aktu urodzenia mojego dziadka, wszystko zostało zniszczone. Cokolwiek mieliśmy, było nowe. Nie mieliśmy nic sprzed trzech pokoleń wstecz. Tu byliśmy ocaleni, w Wiślicy był rodzinny dom mojej matki. Dla mnie to nasza historia. Ona jest tutaj. Toczyła się na tej ziemi, gdzie żyliśmy setki lat. I nagle przestaliśmy. Trudno to zrozumieć – mówił.
Państwo Maria i Lucjan Kasperek byli wzruszeni spotkaniem i okazaną wdzięcznością. Podkreślali, że historia zatoczyła koło.
– Podczas ukrywania w czasie wojny matka pana Huberfelda i mama Lucjana jako małe dziewczynki wzajemnie się sobą opiekowały, spędziły razem tragiczne chwile. Teraz po kilkudziesięciu latach, w tym samym miejscu spotkali się ich synowie – mówiła Maria Kasperek.
To spotkanie to efekt niezwykle szlachetnego zachowania naszych dziadków – mówił Lucjan Kasperek.
– Teraz jest tyle ludzi z tamtej strony, cała rodzina. A gdyby się stało inaczej, to pewnie by ich nie było. Narażali się wszyscy. Dziadkowie, nasi wujowie. Wiadomo, gdyby Niemcy ich znaleźli, to cała rodzina by zginęła, jak u Ulmów. To jest wielka odwaga. A ta młodzież i rodzina wyraziła tę wdzięczność dla naszych dziadków – dodaje.
W 1988 roku Maria i Jan Kasperek zostali odznaczeni medalem Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata. Historii rodziny Przeniosłów można wysłuchać na stronie polacyratujacyzydow.com.pl.