Bizon Forest, który zasłynął ze swojej samotnej wędrówki po województwie świętokrzyskim, prawdopodobnie nie żyje.
Od kilku dni nie było żadnych sygnałów o tym, że ktoś widział tego osobnika. Jak powiedział Lech Buchholz, regionalny konserwator przyrody w Kielcach po konsultacjach z weterynarzami nie wyklucza tego, że bizon zaszył się gdzieś i zdechł. Był osłabiony po zastrzyku, który wykonano przy jego odłowieniu, aby przewieźć go do hodowli w Kurozwękach, co jest normalnym stanem po takiej iniekcji.
Zwierzę mimo to sforsowało drewniane ogrodzenie hodowli i ponownie uciekło. Mogło się przy tym okaleczyć. Lech Buchholz dodał, że cały czas prowadzona jest obserwacja ze strony kół łowieckich. Jeżeli jednak okaże się, że bizon żyje to trzeba będzie podjąć odpowiednie kroki, czyli odstrzelić zwierzę.
Regionalny konserwator przyrody przypomniał, że do odstrzału gatunku obcego, inwazyjnego nie jest potrzebna dodatkowa decyzja. Regulują to trzy akty prawne o randze ustaw i rozporządzenia, gdzie wyraźnie jest powiedziane, że myśliwi mający pozwolenie na polowanie na danym obszarze mogą odstrzelić takie zwierzę.
Bizon amerykański jest obcym geograficznie gatunkiem w naszej faunie. Ze względu na pokrewieństwo z żubrem europejskim mógłby krzyżować się z rodzimym gatunkiem, gdyby przeszedł do miejsc naturalnego bytowania żubrów, zagrażając tym samym ich populacji.
Przypomnijmy, Polski Związek Łowiecki odmówił odstrzału bizona, co zdaniem Lecha Buchholza koliduje z prawem. Teraz z powodu braku sygnałów o bytności zwierzęcia może się okazać, że sprawa rozwiązała się samoistnie.
Dorosły samiec bizona, który uciekł z prywatnej hodowli na Śląsku, został odłowiony 21 lipca tego roku na terenie Nadleśnictwa Ostrowiec Świętokrzyski, w okolicy Czyżowa Szlacheckiego w gminie Zawichost. Na wolności był około roku. W tym czasie doczekał się potomka wraz z partnerką, z którą uciekł ze śląskiej hodowli. Ona i mały bizon przebywają w Kurozwękach.