– Negocjacje w sprawie zawieszenia broni pomiędzy Izraelem i Hamasem, w których uczestniczy amerykański sekretarz stanu Antony Blinken, tonują jeden z kluczowych elementów sytuacji na Bliskim Wschodzie, czyli stanowisko Izraela – stwierdził Witold Sokała, publicysta Dziennika Gazety Prawnej i wykładowca Uniwersytetu Jana Kochanowskiego.
Jak dodał – do tej pory ekstremiści ścierali się z dwóch stron, czyli z jednej: radykałowie w Hamasie, prowadzący dość niejednoznaczną politykę Iran, Hezbollah i eskalujący sytuację Huti, a z drugiej strony: Binjamin Netanjahu i frakcje jastrzębi w rządzie Izraela, co do których są podejrzenia, że nie chcą pokoju, bo przedłużająca się wojna jest w ich interesie.
– Gdyby Izrael zawarł pokój, to całą tę ekipę obecna opozycja pewnie wsadziłaby do więzienia. Oni podtrzymują ten konflikt, żeby uzasadnić swoją rację bytu, bo dopóki trwa wojna, dopóki leje się krew, to jastrzębie są zawsze potrzebne u władzy. Amerykanie mają z tym ogromny problem, bo są trochę zakładnikami w polityce wewnętrznej i zagranicznej Netanjahu – mówił gość Radia Kielce.
Politolog zaznaczył, że nastroje antyizraelskie i wręcz antysemickie rozlewają się po całym świecie, ale – jak dodał – są przesadą, bo w tej wojnie Izrael jest ofiarą.
– To Hamas jest napastnikiem, to Hamas zaczął od mordowania Żydów, natomiast reakcja Izraela w wielu miejscach jest nadmierna i nieuzasadniona wojskowo. Ofiary cywilne w wojnie są zawsze, ale Izrael nie stara się ich ograniczyć, nie stara się też powstrzymać wystąpień izraelskich osadników na Zachodnim Brzegu Jordanu, co też powoduje dodatkową eskalację. Jedną z misji Blinkena jest wymuszenie na rządzie izraelskim powstrzymania radykałów, którzy napadają na palestyńskie osiedla – powiedział.
– Tu jest pewna nadzieja, dzięki aktywności dyplomacji amerykańskiej i silnemu naciskowi, że Izrael zmodyfikuje swoją politykę. Nie jestem aż takim optymistą, by sądzić, że to doprowadzi do pokoju, bo – przy całej mojej krytyce Netanjahu – nie jest w interesie Izraela doprowadzenie do zawieszenia dzisiaj broni w Gazie. To bowiem byłby czas do odbudowania dla Hamasu, dla bandytów, morderców i terrorystów. Jednakże niekoniecznie trzeba w tym celu prowokować Iran kolejnymi zamachami na jego terytorium – dodał.
Witold Sokała wyraził opinię, że lipcowe zabójstwo w Teheranie przywódcy Hamasu, Isma’ila Hanijji może doprowadzić do wybuchu pełnoskalowej wojny, analogicznie do 1914 roku, kiedy to po zamachu na arcyksięcia Ferdynanda wielkie światowe mocarstwa blefowały, bo większość z nich nie chciała wojny.
– Tymczasem ona wybuchła i trwała nie kilka miesięcy, lecz kilka lat. Bliski Wschód mógłby, niestety, powtórzyć dzisiaj ten scenariusz. Zatem dobrze, że Amerykanie pacyfikują nieco tę wojowniczą frakcję w Izraelu. Natomiast z drugiej strony jest Iran, który prowadzi bardzo niejasną grę. Wprawdzie wybrano prezydenta, który uchodzi za liberała, ale on jest liberałem tylko na użytek wewnętrzny, a w polityce zagranicznej ma niewiele do powiedzenia, bo za nią odpowiedzialny jest ktoś inny. Pozostaje nam liczyć na racjonalizm irański, na świadomość, że Persowie nie chcą popełnić zbiorowego samobójstwa, a tym by się skończył otwarty konflikt z Izraelem i Stanami Zjednoczonymi. Oni prężą muskuły, to jest gra wizerunkowa – dodał gość Radia Kielce.
Witold Sokała podkreślił, że są kraje, na przykład Turcja, czy Arabia Saudyjska, które utrzymują kontakty z obiema stronami, rywalizują z Iranem, rywalizują z Izraelem, ale nie są zainteresowane eskalacją konfliktu, bo to byłoby rujnujące przede wszystkim dla ich interesów.
Politolog zaznaczył, że ta wojna rozlałaby się swoimi konsekwencjami, głównie gospodarczymi, na cały glob, oznaczałaby przerwanie łańcuchów dostaw, zamknięcie Kanału Sueskiego, szlaku przez Morze Czerwone, a to jest główny element wymiany handlowej pomiędzy Europą i Azją. Jak dodał – drugą i ważniejszą konsekwencją eskalacji działań wojennych jest aspekt humanitarny.