Rozpoczyna się nowy sezon artystyczny Teatru imienia Stefana Żeromskiego w Kielcach, ktoś skrupulatny mógłby policzyć, który już w sto czterdziestopięcioletniej historii sceny uwzględniając fakt, że teatrem repertuarowym kielecka placówka zaczęła być dopiero po II wojnie światowej. Dla przeciętnego widza jest to mało istotne, liczy się jakość obecnych przedstawień, ale dla historyka teatru wręcz przeciwnie. Bez wątpienia jedną z najważniejszych znawczyń historii kieleckiej sceny jest dziś dr Paulina Drozdowska, autorka książki „Teatr im. Stefana Żeromskiego w Kielcach po 1945. Siła lokalności” na co dzień rzeczniczka prasowa kieleckiej sceny. Książka Pauliny Drozdowskiej jest przerobioną wersja jej dysertacji doktorskiej obronionej na Uniwersytecie Jana Kochanowskiego, więc mamy tu do czynienia z pracą naukową, co niektórych może zniechęcić do lektury, innych wręcz przeciwnie. Sam należę do drugiej grupy z oczywistych powodów – w książkach dotyczących historii liczą się sprawdzone, zweryfikowane fakty, dopiero na drugim miejscu jest ich autorska interpretacja. W swojej książce Paulina Drozdowska zebrała fakty wręcz z archiwistyczną precyzją posługując się wszelkimi możliwymi źródłami począwszy od afiszy i programów teatralnych skończywszy na wszelkich informacjach lokalnej prasy włącznie z recenzjami, które jak wiadomo nie zawsze jednoznacznie oceniają spektakl. To przyjęcie metody indukcyjnej powoduje, że po zapoznaniu się ze szczegółami łatwiej samemu wyrobić sobie zdanie o historii kieleckiej sceny, co więcej, umieścić ją w wyraźnym kontekście rozwoju czy przemian w samych Kielcach i szerzej w Polsce. Nie oznacza to jednak, że Autorka niejako pozostawia interpretację dziejów kieleckiego teatru samemu czytelnikowi. Jako badaczka sama kreśli swój obraz i proponuje choćby periodyzację dziejów sceny zgodnie z poszczególnymi dyrekcjami. W książce szczegółowo omawia trzy, które nie tyle były najdłuższe, ile miały największy wpływ na zjawisko określane mianem „charakteru”. Jest coś takiego, że poszczególne teatry mają niejako swój charakter i co ciekawe, nazywamy je wtedy nazwiskami dyrektorów. W Kielcach od lat mówiło się o „teatrze Byrskich”, Paulina Drozdowska potwierdza i, co ważniejsze, dokumentuje a tym samym udowadnia tę opinię. Ale kielecki teatr to także według jej interpretacji, teatr Hugona Morycińskiego i teatr Piotra Szczerskiego i trudno się z tą opinią nie zgodzić, choć znam osoby, które utyskiwały, że niejako po macoszemu Autorka potraktowała twórczą i organizacyjną rolę takich osób jak Henryk Giżycki czy Bogdan Augustyniak. Czy jest jakaś wspólna cecha łącząca tak różne przecież dyrekcje? Według Autorki tak, zawarła ją w tytule książki, to siła lokalności. Każdy z dyrektorów tworzył repertuar mając świadomość, że zarządza jedyną zawodową sceną dramatyczną w regionie, choć przy różnych podziałach administracyjnych po wojnie, regionalną zawodową sceną dysponował także Radom zarządzany przez dyrektora z Kielc. Nie zmienia to faktu, że na dyrektorze sceny finansowanej z publicznych pieniędzy ciążyły też obowiązki, innymi słowy teatr przestawał być li tylko i wyłącznie komercyjny. W latach PRL-u w obowiązującej wówczas doktrynie dotyczącej roli sztuki teatr miał też zadania propagandowe i dyrektorzy, czy to akceptowali, czy nie, musieli się z tych obowiązków wywiązywać. Paulina Drozdowska owe zależności świetnie przedstawiła opisując szczególnie dyrekcje Hugona Morycińskiego i Ireny i Tadeusza Byrskich przypadającą między innymi na mroczne czasy stalinizmu w Polsce i obowiązujący dogmat socrealizmu w sztuce. Twórcy ratowali się przed sowieckimi produkcyjniakami i ich polskimi klonami wystawiając choćby sztuki z kanonu rosyjskiej literatury klasycznej, choć te pierwsze i tak musiały widnieć w repertuarze, a jako że państwowe teatry nie utrzymywały się ze sprzedaży biletów a organizacja widowni też była odgórna, po prostu organizowano masowe wyjścia różnych grup społecznych na spektakle, więc teoretycznie i na papierze wszystko się zgadzało.
Kilka lat po śmierci Piotra Szczerskiego Autorce udało się niejako podsumować jego dyrekcję. Dla mnie ten rozdział był najciekawszy, bo znaczną jego zawartość znam niejako z autopsji i nie ukrywam, że te fragmenty książki czytałem z największym zaciekawieniem. Spektakle, konteksty ich powstawania, wreszcie wprowadzanie kieleckiej „lokalności” na krajowe i międzynarodowe festiwale teatralne obserwowałem jako radiowy recenzent. Mój opis zamkniętej już śmiercią twórcy dyrekcji, to wszystko co pamiętam, jest całkowicie zbieżne z wnioskami, które w książce formułuje Paulina Drozdowska.
Powstała publikacja bardzo cenna, przy nielicznych publikacjach opisujących dzieje kieleckiego teatru rzeczywiście wyjątkowa i co ważne, napisana językiem zrozumiałym, dalekim od naukowych specjalistycznych sformułowań, stąd godna polecenia dla każdego, kto interesuje się historią Kielc i regionu.
Ta witryna wykorzystuje pliki cookie. Kontynuując przeglądanie wyrażasz zgodę na ich używanie. Zachęcamy do odwiedzenia naszej strony Polityki prywatności. Rozumiem