Europa i Stany Zjednoczone przyjęły polski punkt widzenia na relacje z Rosją, który w uproszczeniu zasadza się na twardym stanowisku i odstraszaniu poprzez pokazanie siły i jedności. Na wschodnią flankę NATO, m.in. do Polski wysyłani są kolejni amerykańscy i brytyjscy żołnierze, a europejscy przywódcy prowadzą konsultacje, które mają doprowadzić do deeskalacji napięcia na Wschodzie. Czy to ostateczna klęska strachliwych polityków, czy tylko chwilowy sukces? Ten temat zdominował dyskusję w Studiu Politycznym Radia Kielce.
Zdaniem Andrzeja Kryja, posła Prawa i Sprawiedliwości – nasz kraj właściwie ocenił sytuację na wschodzie Europy, już w 2008 roku, kiedy Rosja dokonała agresji na Gruzję. Wówczas, gdy rosyjskie czołgi zmierzały w stronę Tbilisi, prezydent Lech Kaczyński zmobilizował przywódców krajów bałtyckich i Ukrainy do wyrażenia politycznego poparcia dla Gruzji. Oceniając agresję rosyjską, mówił wtedy: „Dziś jest Gruzja, jutro będzie Ukraina, później mogą to być kraje bałtyckie, a w przyszłości być może mój kraj – Polska”. Lecha Kaczyńskiego spotkała fala krytyki, jakoby był rusofobem. Tymczasem elity europejskie uzależnione były od polityki Władimira Putina. Historia powtórzyła się w 2014 roku, kiedy Rosja wywołała wojnę w Donbasie i teraz właśnie, gdy konflikt rosyjsko-ukraiński eskaluje. Zatem politycy powinni wyciągnąć naukę z historii – podkreślił Andrzej Kryj.
Parlamentarzysta zwrócił także uwagę na postawę Stanów Zjednoczonych. Jak stwierdził – kompletnym błędem Amerykanów było to, że chcieli resetu w stosunkach z Rosją, a przecież taki reset, który rozpoczął się za czasów prezydentury Baracka Obamy tylko rozzuchwalił Rosjan, pokazywał bowiem wyłącznie słabość Zachodu i Ameryki i że będą tańczyły tak, jak im Putin zagra. Efektem była przewaga dyplomatyczna Rosji i buńczuczność Władimira Putina – dodał.
Poseł powiedział, że obecnie Unia Europejska jest rozbita, ponieważ targają nią sprzeczne interesy gospodarcze. Natomiast Stany Zjednoczone dotychczas warunkowały swoje decyzje chęcią zyskania wsparcia ze strony Niemiec, by mieć sojusznika na „teatrze chińskim” i kiedy okazało się, że nie jest to możliwe, wróciły do wspólnego szeregu.
– Wspólne stanowisko Polski i Zachodu powinno uświadomić Rosjanom, jak dużo mogą stracić, jeśli dojdzie do eskalacji – zaznaczył.
Mateusz Iwan z Konfederacji wyraził wątpliwość, czy polski punkt widzenia rzeczywiście pokrywa się z obecną postawą zachodnich sojuszników, ponieważ pomoc z Zachodu płynęła na Ukrainę już od początku konfliktu, w 2014 roku.
– Nie dostrzegamy też skali makro sytuacji światowej, bo globalnie istnieje konflikt Zachodu z Dalekim Wschodem, Chin ze Stanami Zjednoczonymi. Chiny zabiegają o prymat swojej coraz potężniejszej gospodarki nad innymi i zawarły swoisty pakt z Rosją. Jeśli zatem w Rosji zacznie się chaos, to doprowadzi to do przerwania Jedwabnego Szlaku, czyli drogi dostaw ze Wchodu na Zachód – stwierdził.
– Na chwilę obecną Rosjanie tylko grają twardych zawodników, wystawiając swoje jednostki przy granicy. Ale trzeba pamiętać, jak zareagowała na to w ostatnich dniach giełda rosyjska, jak znacząco straciły olbrzymie spółki. Oligarchowie codziennie tracą miliony dolarów z powodu tego konfliktu. Być może też Władimir Putin chce przekierować swoje siły wojskowe na Białoruś, aby wzmocnić Związek Białorusi i Rosji. Upadł też mit, że niepodległość Ukrainy jest buforem, gwarantującym nasze bezpieczeństwo. Właśnie mamy Rosję tuż przy naszych granicach – powiedział polityk Konfederacji.
Według Michała Skotnickiego z PSL – to bardzo dobrze, że NATO i Unia Europejska mówią jednym głosem w kwestii Rosji i ewentualnej agresji tego kraju na Ukrainę. Prawdopodobnie pod silnym naciskiem Stanów Zjednoczonych i prezydenta Joe Bidena również Niemcy, dotychczas zachowawcze, zmieniły swoją postawę wobec Rosji.
– Ale cóż, wiemy, że Niemcy są zakładnikiem Rosji, stamtąd sprowadzają ponad połowę gazu – stwierdził.
– Myślę, że w tych kwestiach olbrzymie błędy gospodarcze przełożyły się na błędy polityczne. Ale czy cała Unia Europejska jest zgodna, co do sytuacji na Ukrainie? Nie. Choćby Węgry – próbują ugrać swoje, chcą odzyskać wpływy na Ukrainie, mając tam dużą diasporę osób pochodzenia węgierskiego. Skoro Viktor Orbán jest przyjacielem Rosjan, to my nie powinniśmy wspierać jego polityki. NATO również nie jest jednolite, bo wśród jego europejskich członków brakuje głosu Francji, która obecnie przewodniczy UE, a milczy w sprawie Ukrainy. To pole do popisu dla naszej dyplomacji, by przekonać zarówno Francję, jak i Włochy, czy Danię, do bardziej zdecydowanej postawy. Widzimy też, jak dobrym graczem jest Władimir Putin, który korzysta na tej sytuacji – powiedział. Polityk Konfederacji stwierdził też, że bardzo niepokojące są prowokacje i zamachy w Doniecku i Ługańsku oraz towarzysząca im dezinformacja ze strony rosyjskiej, jakoby zamachowcy mówili w języku polskim.
Zdaniem Filipa Strząbały z Nowej Lewicy – pozytywnym zjawiskiem jest, że Stany Zjednoczone i Unia Europejska dostrzegają wreszcie, jak niebezpieczną grę prowadzi Władimir Putin i jak wielkim zagrożeniem jest Rosja. Polski punkt widzenia należy też rozpatrywać w szerszym kontekście: zagrożone są tak samo kraje bałtyckie, Polska i wschodnia flanka NATO. Szkoda, że dopiero teraz, kiedy widzimy jawne, agresywne posunięcia Rosji przyszło opamiętanie Europy i NATO. Trzeba sobie też zadać pytanie, dlaczego nie reagowano, kiedy Władimir Putin zaatakował Krym, wprowadził tam swoje „zielone ludziki” – powiedział.
– Moim zdaniem, należy wciąż umacniać obecność wojskową NATO na wschodniej flance i prowadzić twardą politykę wobec Putina. Nie wolno dopuścić, by znalazł pretekst, jak ten w 1939 roku, związany z radiostacją gliwicką, by zaatakować, ponieważ wówczas otwarta agresja byłaby tylko kwestią czasu. Groźba wojny ciągle nad nami wisi. Bardzo aktualne jest rzymskie powiedzenie: Si vis pacem, para bellum – stwierdził Filip Strząbała.
Wiktor Pytlak z Platformy Obywatelskiej powiedział, że strategiczna i skuteczna polityka wschodnia jest w interesie Rzeczypospolitej. Wiedział o tym Aleksander Kwaśniewski, wiedział Lech Kaczyński, wiedzieli też politycy PO – zaznaczył.
– Teraz, pod presją opozycji PiS również zaczyna to dostrzegać, bo bez niepodległej Ukrainy, bez niezależnej Białorusi, nasze bezpieczeństwo jest zagrożone. Tymczasem prawa polityki międzynarodowej są brutalne: albo jesteś podmiotem rozmów, albo będziesz ich przedmiotem. Jednak dramatem dla obywateli Polski jest to, że nasz kraj musi liczyć na sojuszników, inne silniejsze państwa NATO, czy też Unii Europejskiej, ponieważ nie posiada zdolności geostrategicznych i obronnych. Nie istnieje armia, poza służbami specjalnymi jest tylko armią na papierze – stwierdził polityk Platformy Obywatelskiej. Jak podkreślił – nie oznacza to, że jesteśmy biednym krajem, którego nie stać na silne wojsko, bo przecież każdego roku na obronność wydawane są duże pieniądze. Istotą rzeczy jest, że nie posiadamy silnej, wyszkolonej armii – dodał Wiktor Pytlak.