Felieton Michała Karnowskiego, publicysty tygodnika Sieci i portalu wPolityce.pl.
Nie mam wątpliwości, że są wśród słuchaczy Radia Kielce osoby, które mają w domowych archiwach dowody wpłat czy zakupu cegiełek na odbudowę Zamku Królewskiego w Warszawie. Rozpoczęta przed ponad 50 laty inwestycja miała bowiem zasięg nie tylko ogólnopolski, ale i ogólnoświatowy. Okazała się wyjątkowym jak na PRL autentycznie obywatelskim zrywem, który w ciągu zaledwie 12 lat doprowadził do wskrzeszenia symbolu państwowości polskiej. Powstał gmach i wnętrza, które zachwycają, olśniewają do dzisiaj. Sala Tronowa, Wielka, Rycerska, Pokój Audiencjonalny – idąc przez nie czujemy majestat Rzeczypospolitej, mamy przed oczyma świadectwo jej trwania i potęgi, podniesione dosłownie z popiołów. Wykonane precyzyjnie, po mistrzowsku, z najlepszych materiałów, z dbałością o każdy detal. Zapierające efektem dech w piersiach. Wciąż uzupełniane.
A przecież ten efekt nie był oczywisty, wiele takich przedsięwzięć wyszło źle.
Dlatego ucieszyłem się, że władze Zamku Królewskiego zdecydowały się na poważne i aż czteroletnie obchody odbudowy zamku. Jego dyrektor, profesor Wojciech Fałkowski, tak wyjaśnia w rozmowie ze mną motywy tej decyzji: „Bo to jest opowieść o wielkim polskim sukcesie, o narodowej determinacji, która do tego zwycięstwa doprowadziła. Widzimy jak wielkie rzeczy możemy zrobić, gdy jesteśmy razem, gdy skupiamy się wokół celu”.
To prawda.
By to w pełni zrozumieć musimy przypomnieć sobie, że przez ćwierć wieku w miejscu zamku była bolesna dla Polaków wyrwa. Bierut chciał zamek odbudować, ale w jakiejś nowoczesnej, socrealistycznej formie. Na szczęście nie zdążył. Gomułka uważał to za fanaberię i kazał zakończyć prace studyjne i architektoniczne, a teren wybetonować. Dopiero Gierek, szukając społecznej legitymizacji, wydał zgodę. Podjął się tego zadania Obywatelski Komitet Odbudowy, w którym kluczowe role pełnili profesorowie Stanisław Lorentz, Jan Zachwatowicz i Jan Bogusławski.
Przeglądam ze wzruszeniem fotografie z tamtych lat. Oto przenośne skarbonki pełne banknotów, zebranych w całej Polsce. Pierwsze mury z jedyną ocalałą ścianą dawnego zamku, fragmentem mieszkania Stefana Żeromskiego. Montaż hełmu na wieży. Oto Cech Złotników, Zegarmistrzów, Optyków, Grawerów i Brązowników ofiarowuje zegar, który do dzisiaj pracuje na wieży zamkowej. Plakaty zapraszają na mecz Gwardia Warszawa – Legia Warszawa, z którego dochód przeznaczony będzie na odbudowę. Specjalne zakłady organizuje Totalizator Sportowy.
A wszędzie, przy każdej okazji, tłumy dumnych Polaków, pilnujących jakości, terminów, oryginalności. Ofiarowywano na rzecz odbudowy własną pracę, talenty rzemieślnicze. Płynęły też dary rzeczowe, meble, obrazy, pamiątki. Wkomponowano w budowlę ratowane z takim poświęceniem we wrześniu 1939 roku i później elementy posadzek, rzeźb, stiuków, wszystko, co nie spłonęło, czego Niemcy nie zrabowali.
Dziś Zamek Królewski w Warszawie to miejsce ważnych wydarzeń kulturalnych, w ostatnich latach tłumy ściągają na wystawy mistrzów takich jak Caravaggio, Rubens, Uccello. Ale i pięknych Szopek Krakowskich pokazanych w okresie świątecznym. Dyrekcja Zamku intensywnie skupuje dzieła sztuki z epoki stanisławowskiej, co daje nadzieje na choćby częściowe nadrobienie strat wojennych. Kto wie, może kiedyś i Niemcy poczują się w obowiązku za to wszystko Polakom zadośćuczynić? Na razie samo zabieramy się za odbudowę Pałacu Saskiego. I słusznie, bo to stolica Polski musi do końca powstać z popiołów.
A wracając do zamku: jeśli ktoś z państwa naprawdę ma w domu dowód udziału w zbiórce na jego odbudowę, to wystarczy okazać ten dokument w kasie, by wejść za darmo wraz z trzema towarzyszącymi osobami. Takie małe „dziękuję”. Za wielkie wspólne dzieło, z którego mamy prawo być dumnymi.
NIEDOCENIANY POLSKI SUKCES – posłuchaj felietonu Michała Karnowskiego: