Felieton Michała Karnowskiego, publicysty tygodnika Sieci i portalu wPolityce.pl.
Bardzo lubię wracać do dawnych gazet, z przełomu wielu XIX i XX, a także z późniejszych dekad. Trochę z ciekawości zawodowej, bo bywały czasy, gdy polska prasa była na bardzo wysokim poziomie i do dziś można tam znaleźć ciekawe inspiracje. Ale przede wszystkim z pasji historycznej, bo nic nie daje takiego poczucia podróży w czasie, możliwości zajrzenia w emocje, myśli, doświadczenia naszych i złudzenia przodków od lektury dzienników, tygodników czy niezwykle popularnych kiedyś kalendarzy – opasłych ksiąg z poradami, artykułami popularnonaukowymi, grafikami. I tak w „Kalendarzu Gebethnera i Wolffa na rok 1915” znajdujemy działy: „Sekrety prababek”, „Ułożenie towarzyskie”, „Wiadomości pożyteczne”, „Przepisy praktyczne dla rolników, ogrodników, myśliwych, gospodyń”. Najnowsze doniesienia, jak informacja o „mleku sproszkowanym” czy o „sterylizowaniu mleka”, co dawało nadzieję na eliminację dodawania do produktu przez kolejnych pośredników szkodliwego „dwuwęglanu sodu”. Wrażenie robią też na przykład ostrzeżenia przed fałszowaną czekoladą, do której oszuści dla zysku dodawali gipsu. Jak widać, teza o świetnej kiedyś jakości żywności nie zawsze jest prawdziwa.
Uważna lektura uświadamia jak bardzo zmieniło się codzienne życie od tego czasu. Wszystko trzeba było zabezpieczyć i zrobić samemu: opał, przetwory na zimę, środki do czyszczenia mebli, ubranka dla dzieci. Liczba obowiązków była niewyobrażalna dla współczesnej gospodyni. Fakt, że wiele bogatszych domów miało wówczas pomoc, obrazu tego zasadniczo nie zmienia.
Na tym tle okres przedświąteczny i przednoworoczny jawił się jako czas licznych zabiegów gospodarskich, ale też czas przygotowania do autentycznego przeżycia duchowego. Przede wszystkim religijnego, katolickiego, ale też polskiego. Bo nawet w najtrudniejszych latach Boże Narodzenie łączyło wszystkich Polaków. Był to święty czas wspólnoty, do której nie mieli wstępu żadni zaborcy, żadni obcy cesarze, żadne szalone ideologie, obiecujące człowiekowi i ludzkości uwolnienie, całkowitą wolność, wyłącznie szczęście. Lektura dawnych gazet, przejrzenie rodzinnych albumów, pozwala przypomnieć sobie, że to wszystko już było, a my jesteśmy tylko jednym z elementów wielkiego łańcucha pokoleń. Ciekawa to lekcja pokory.
W tygodniku „Na Szerokim Świecie” z grudnia 1938 roku – to czas ostatniej przedwojennej Gwiazdki – znajduję piękny wiersz Stanisława Bardczaka zatytułowany „Trzej Królowie”:
Do Betlejem dziś ruszymy nieznani magowie,
Odkrywcy gwiazdy Piękna – muzyk, malarz i poeta,
Przy żłóbku Dzieciątku swą dolę każdy opowie,
Jak Łazarz i chromy kaleka.
Potem dary złóżmy – polskie melodie, pejzaże i wiersze,
Jak mirrę, kadzidło i złoto,
I to najszczersze – serca prostotę
Kim był autor tych strof? Nigdy o nim nie słyszałem. Szukam w źródłach. Dowiaduję się, że Stanisław Bardczak to nauczyciel z Wołynia – niestety najprawdopodobniej nie przeżył wojny, dzieląc los setek tysięcy na Kresach. Po 1939 roku słuch po nim zaginął. Zostawił około 40 wierszy.
I dziś nam kłopotów nie brakuje, tych osobistych tych i narodowych, jak pandemia, silne konflikty polityczne i kulturowe, obrona granicy. Ale mierząc się z nimi dobrze jest zachować pokorę, bo są to rzeczy mimo wszystko nieporównywalne z tym co musiały przechodzić poprzednie pokolenia.
Powtórzę zatem raz jeszcze za poetą Stanisławem Bardczakiem:
Dzieciątku dary złóżmy – polskie melodie, pejzaże i wiersze,
Jak mirrę, kadzidło i złoto,
I to najszczersze – serca prostotę.
Tego też państwu życzę. Nie marnujmy Świąt Bożego Narodzenia na sprawy nieważne, na spory o których za rok nawet pamiętać nie będziemy. Usłyszmy ponadczasowe przesłanie z Betlejem.
LEKCJA GAZETOWEJ POKORY – posłuchaj felietonu Michała Karnowskiego: