Przeboje Jacka Kaczmarskiego, Przemysława Gintrowskiego czy zespołu Lombard zabrzmiały podczas koncertu „Czas próby” Tolka Jabłońskiego, który odbył się w poniedziałek w Studiu Gram Polskiego Radia Kielce.
Urodzony w 1960 roku bard, pieśniarz, autor tekstów i piosenek patriotyczno-religijnych przyznał, że występ w Kielcach jest dla niego szczególnie ważny.
– Traktuję go jako mój benefis 40-lecia bycia bardem prawdziwej „Solidarności”. Nie tej związkowej, ale Solidarności ludzi. To był potężny, prawie 10-milionowy ruch. Na początku to była Solidarność ludzkich serc, niesamowite zjawisko, kiedy ludzie wzajemnie się wspierali, kiedy ludzie obudzili w sobie nadzieję, ale ta nadzieja została przerwana. Dlatego ten koncert nazywa się „Czas próby”. To czas próby dla narodu, dla nadziei. Czas sprawdzianu, czy ludzie zgasili w sobie chęć bycia pomocnym, czy może jednak nie – wyjaśnił.
Wspominał dzień wprowadzenia stanu wojennego.
– To była niedziela. Rano obudził mnie tata, który powiedział: Tolek, synku, wojna! Nie wierzyłem. Kazał mi włączyć telewizor. Zobaczyłem Jaruzelskiego. Tata przeżył II wojnę światową jako nastolatek i pamiętał jej okrucieństwo, widział, z jakim zagrożeniem się wiązała. Potem wszyscy poczuliśmy, czym był ten stan wojenny: braki wszystkiego w sklepach, ograniczenie w ruchu, wręcz niesamowity strach w ludziach o to, co będzie jutro – mówił.
Przyznał, że postacią, która miała ogromny wpływ na jego życie był ks. Jerzy Popiełuszko.
– Miałem zaszczyt spotkać go jeden tylko raz, miesiąc przed jego śmiercią, 16 września, 1984 roku, w kościele na Krakowskim Przedmieściu. Dzięki niemu nabrałem odwagi, nie balem się, jeździłem po całej Polsce z koncertami. Poznałem też legendę Solidarności – Annę Walentynowicz – dodał.
Tolek Jabłoński powiedział, że z przyjemnością wrócił w Świętokrzyskie.
– Jestem tutaj na zaproszenie pana Krzysztofa Lipca, wielkiego człowieka, który naprawdę dużo zrobił dla Ziemi Kieleckiej – wyjaśnił.
Artysta przywołał kompozycje, które w latach 80. XX wieku śpiewała ta część Polaków, która stała w opozycji do władzy ludowej.
– Dzisiaj jesteśmy tutaj, by potwierdzić, że nadzieja, która była budowana w nas tymi pieśniami nie zagasła i towarzyszy nam do dzisiaj – powiedział poseł Krzysztof Lipiec.
– To były pieśni, które miały swój rodowód. Na przykład „Mury” to jest pieśń śpiewana przez Luisa Llacha, która budowała wcześniej Hiszpanów, później budowała nas, Polaków, żebyśmy nie ulegali reżimowi. Tak też się stało. Ale jeśli mówimy o poezji tamtego czasu, to warto powiedzieć, że w każdym ośrodku internowania, czy więzienia takie utwory powstawały. Również na kieleckich Piaskach powstało wiele utworów literackich, one nawet zostały wydane. Do nich była komponowana muzyka lub była zapożyczana ze znanych pieśni. Wspomnę chociażby śp. Edmunda Sarnę, który był nie tylko wyśmienitym sportowcem, na Piaskach hartował nasze ciało, ale też naszego ducha, bo tworzył wiele piosenek – zauważył.
Andrzej Bętkowski, marszałek województwa świętokrzyskiego wspominał, że kiedy został wprowadzony stan wojenny, miał 30 lat. Ten czas dobrze zapisał się w jego pamięci: najpierw rozbudzona nadzieja, a potem szybko zgaszona.
– Tworzyłem Solidarność nauczycielską w swojej szkole w Skarżysku-Kamiennej. 13 grudnia 1981 roku został internowany mój ojciec. A muzyka z tamtego okresu, poprzedzająca stan wojenny, jak najbardziej jest mi znana i niedawno, podczas koncertu „Murem za polskim mundurem”, też niektóre piosenki zostały przypomniane – mówił.
Wojewoda świętokrzyski, Zbigniew Koniusz zauważył, że utwory z tamtych czasów nie zestarzały się.
– Bardowie Solidarności, czy bardowie opozycji mają przepiękne teksty, życiowe na tamte czasy, ale życiowe na każdy czas, pasujące do każdej sytuacji, kiedy człowiek jest uznawany za coś gorszego przez drugiego człowieka. Te teksty są uniwersalne – stwierdził.