Felieton prof. Piotra Kletowskiego.
Tegoroczna edycja Festiwalu Form Dokumentalnych „Nurt” już za nami. Bardzo się cieszę, że ten – jedyny w Kielcach festiwal filmowy – wciąż trwa. Tym bardziej, że „Nurt” powrócił po rocznej przerwie spowodowanej covidowymi obostrzeniami i zgromadził na projekcjach, w murach Kieleckiego Centrum Kultury spragnioną filmowych emocji publiczność. Choć, jak w przypadku podobnych imprez, prezentacje filmów odbywały się również online. Przypomnę, że Festiwal został powołany przed laty przez niestrudzonego dokumentalistę, dyrektora artystycznego „Nurtu” Krzysztofa Miklaszewskiego i długoletnią dyrektor KCK Magdalenę Kusztal.
Mój festiwalowy postulat
Swoją drogą, to zastanawiające, że tak duże miasto jak Kielce, cieszy się tylko jedną imprezą filmową o skali ogólnopolskiej. Przecież mamy dobrą bazę kinową i hotelową. Możemy przeprowadzić realizację nie jednego, ale co najmniej dwóch-trzech dużych imprez filmowych – przeglądów czy festiwali produkcji filmowych. Argument, że rynek festiwalowy w Polsce jest nasycony, i że nie można wymyślić już nowego festiwalu tematycznego, wcale mnie nie przekonuje. Kielce są przecież znane ze swych tradycji artystycznych: muzycznych, fotograficznych, plastycznych, ale też i filmowych (ponad 100 filmów zrealizowanych w Kielcach i okolicach). Powołanie festiwalu filmowego, w którym kino byłoby swego rodzaju platformą artystycznych inwencji, aż prosi się o realizację. Może warto powołać Świętokrzyską Fundację Filmową, która uaktywniłaby życie filmowe w naszym mieście i okolicach, wzorem innych, podobnych organizacji w miastach, gdzie odbywają się filmowe imprezy? No, ale zostawmy ów festiwalowy postulat na boku i przyjrzyjmy się, co ciekawego obejrzeliśmy podczas „Nurtu” w listopadzie 2021 roku.
26.11.2021. Kielce. Finał 27. Festiwalu Form Dokumentalnych „Nurt” / Fot. Wiktor Taszłow – Radio Kielce
Walczyć znaczy żyć – perspektywa historyczna
Jako wieloletni juror kieleckiej imprezy przyznaję, że dziś „Nurt” to jeden z najważniejszych festiwali na filmowej mapie Polski. Kiedyś, kiedy festiwal dopiero walczył o swą pozycję, do Kielc napływały setki filmów, często pośredniej jakości. I tylko dzięki wrażliwości i pracowitości dyrektora festiwalu i komisji selekcyjnej (kiedyś kierowanej przez ś.p. Andrzeja Kozieję, dziś Roberta Wieczorka), widzowie mogli oglądać naprawdę świetne kino. Obecnie na festiwal zgłaszane są dokumenty doskonałe-– na takim samym, a bywa, że wyższym poziomie, niż na prestiżowy Krakowski Festiwal Filmowy (bunt przeciwko formule tego festiwalu, zawężającego ekspresję dokumentalnej formy zrodził zresztą sam „Nurt”). Dlatego w tegorocznej edycji nie widzieliśmy w Kielcach filmów słabych. Niemal każdy film mógł być nagrodzony. Nie ma w tym z mojej strony przesady.
Gdybym miał wyznaczyć jakąś tematyczną dominantę festiwalowych filmów, to byłaby to zapewne walka człowieka w zderzeniu z rzeczywistością. Nieważne, czy jest to dramat wojenny, dramat kalectwa, odrzucenia, czy covidowej izolacji – człowiek w obiektywie Nurtowych filmowców postawiony został wobec zagrożenia, z którym musiał sobie poradzić. Bohaterowie mierzący się z mniej lub bardziej ekstremalnymi wyzwaniami wygrywają, bądź są w drodze do zwycięstwa. Widzieliśmy jednak i takich – żyjących w czasie wojny, konfliktu, nienawiści – którzy przegrywali fizycznie (tracili życie), ale wygrywali moralnie, bo ich czyn owocował większym dobrem wśród żyjących. Co ciekawe, twórcy filmów nie tylko ukazywali owe dramatyczne sytuacje. Starali się również pokazać, jakie mechanizmy stoją za życiowymi wyborami bohaterów. Dowiedli, że wiara, nadzieja, miłość, a przede wszystkim dobro, jakie tkwi w człowieku, pozwalało i (wciąż) pozwala na trwanie w walce, często wbrew rzeczywistości, która chce te wartości bezlitośnie stłamsić w jednostce. Słowem, im życie bardziej wciska człowieka w ziemię, tym – paradoksalnie – człowiek bardziej się nie daje i staje do walki, niczym Syzyf z nieśmiertelnego eseju Alberta Camusa: nawet jeśli wynik walki jest z góry przesądzony, gdy nie ma dużej szansy na zwycięstwo, to i tak trzeba walczyć. Choćby dla samej walki.
Najjaskrawiej tę postawę walki o wartości, reprezentują bohaterowie filmów odwołujących się do autentycznych wydarzeń historycznych. W wyróżnionym, znakomitym (dla mnie najlepszym) filmie przeglądu „Warchoły” Sławomira Koehlera – opisującym genezę, przebieg i konsekwencje wydarzeń w Radomiu 1976 r. – widzimy bunt ludzi przeciwko opresyjnemu, komunistycznemu systemowi. Ludzie, których portretuje Koehler, to jakby bohaterowie mimo woli. Przyłączyli się, by walczyć przede wszystkim o chleb, którego władza ludowa im odmawiała. A jednak ich niezłomna postawa, czyniła ich prawdziwymi herosami, uruchamiającymi procesy dziejowe, które zakończyły się (później) obaleniem systemu. I nie ważne, czy była to prosta kobieta, która za uczestnictwo w proteście została brutalnie pobita przez milicję, czy inni robotnicy, którym władza zafundowała w więzieniu słynną ścieżkę zdrowia, czy słynny, mający być wyniesiony na ołtarze ksiądz Kotlarz, zamęczony na śmierć przez nieznanych sprawców, za kazania wygłaszane do robotników. Przypominam, że na premierę czeka znakomity film o tym bohaterskim księdzu pt. „Klecha” z Mirosławem Baką w roli głównej.
„Warchoły” to film o zwykłym-niezwykłym heroizmie, rodzącym się niemal odruchowo, lecz zamieniającym się z czasem w coś o wiele większego. Gdy walka o chleb, zamienia się w walkę o godność, o wolność. Ale film Koehlera ma też gorzkie postscriptum ukazujące PRL-owskich oprawców z czasów radomskich wydarzeń. Przeszli oni suchą stopą przez czas ustrojowej transformacji i, ciesząc się dobrodziejstwami grubej krechy, do dziś sprawują ważne stanowiska i zajmują lukratywne posady. Ale przynajmniej film wymierza im sprawiedliwość, przypominając ich niecne czyny.
Kadr z filmu „Draugen” w reżyserii Dagmary Drzazgi / Fot. materiały prasowe
W innym historycznym filmie, pt. „Draugen” w reżyserii Dagmary Drzazgi, śledziliśmy losy Ślązaka, który wcielony do Wehrmachtu odbywał służbę w Norwegii. Tam poznał dziewczynę, zakochał się i… wspomagał aktywnie antyhitlerowski ruch oporu, przekazując konspiratorom niemieckie tajne dane. W tym nieśpiesznie opowiedzianym filmie, jakby na przekór jego sensacyjnej fabule, spotykamy się z najczystszym przykładem heroizmu, zakończonym jednocześnie najwyższą ofiarą. Bohater został zabity przez SS. Film, niestety, ostatecznie pominięto w werdykcie. Choć moim zdaniem, jego walory – tak intelektualne, jak i formalne (wspaniałe zdjęcia norweskich fiordów) – powinny być nagrodzone.
Temat walki, również o dobro ogółu, przewijał się w innych produkcjach, o tematyce historycznej. Bardzo ciekawym, na swój sposób odkrywczym, filmem było dzieło „IV Brygada Pani Komendant”. Dzięki niemu poznaliśmy Stanisławę Paleolog – uczestniczkę walki o niepodległość RP w 1917 r. Stanisława Paleolog była założycielką (z namaszczenia Marszałka Piłsudskiego) żeńskich brygad policyjnych, które w II Rzeczpospolitej walczyły z prostytucją i gangami handlującymi żywym towarem. Bohaterka filmu, z narażeniem życia, ratowała młode Polki, głownie żydowskiego pochodzenia, z rąk bezwzględnych żydowskich gangsterów przemycających kobiety do burdeli w Buenos Aires. Paleolog walczyła później w Powstaniu Warszawskim, potem dostała się do Londynu i… pomagała Scotland Yardowi w montowaniu żeńskich brygad SY. Taka biografia, aż prosi się nie tylko o dokument, ale pełnometrażowy film fabularny. Zwłaszcza teraz, kiedy szuka się w historii autentycznych bohaterek mogących symbolizować heroizm kobiet w bliższej i dalszej przeszłości.
Żyć dla innych – to bohaterstwo
Ale nie tylko heroizm czasów wojny ukazywały „nurtowe” filmy. W epickim dokumencie Pawła Wysoczańskiego „Jutro czeka nas długi dzień” śledziliśmy losy niepełnosprawnej, polskiej lekarki – Heleny Pyz, która od lat prowadzi ośrodek wychowawczo-leczniczy w indyjskim mieście Jeedovaya. Dzielna kobieta nie tylko zmaga się z trudami dnia codziennego, opiekując się pokaźną grupą potrzebujących, ale również mierzy się z własnymi ograniczeniami postępującego kalectwa. Film Wysoczańskiego, daleki od zbędnej ckliwości, to wielkie – choć pozornie kameralne kino, które powinno być docenione nie tylko na polskich festiwalach. Choć film, przyznaję, wymaga nieco montażowych nożyczek. Stąd pewnie brak go wśród nagrodzonych dzieł.
26.11.2021. Kielce. Finał 27. Festiwalu Form Dokumentalnych „Nurt”. Na zdjęciu: Aleksandra Folczak – główna nagroda za film „Poczekalnia” / Fot. Wiktor Taszłow – Radio Kielce
Obraz Aleksandry Folczak „Poczekalnia” jest zapisem rozmów ludzi kontaktujących się z telefonem zaufania, w czasie pierwszego, pandemicznego lockdownu. To formalny majstersztyk. Na ekranie widzieliśmy obrazy opustoszałych ulic i domów, w których pozamykani byli ludzie, zaś z offu dochodziły do nas jedynie rozmowy bohaterów – bezimiennych i pozbawionych swej fizyczności. Z tej, na pozór, niezobowiązującej audio-wizualnej układanki, reżyserka stworzyła poruszający obraz społecznej atrofii, jakiegoś ogólnego zamrożenia, bezsilności. Ale też mimowolnie uczyniła bohaterami wszystkich ludzi po drugiej stronie telefonicznej słuchawki, obsługujących telefon zaufania, godzinami słuchających ludzi odciętych od swej normalności. Sama ich obecność czyniła znośną egzystencję innych.
W nagrodzonym Nagrodą Dyrektor Naczelnej KCK Augustyny Nowackiej filmie „Wszystko o moim dziecku” oglądający stawali się świadkami dramatu rodziców transseksualnych dzieci. Mierzą się oni nie tylko z całkowitą przebudową życia swoich córek czy synów, ale i własnej egzystencji, a dodatkowo, niestety, z nietolerancją otoczenia. To nie tylko transseksualne dzieci, ale właśnie ich rodzice stawali się w obiektywie reżysera (który sam przeżywa dramat związany z operacją własnego dziecka) herosami udowadniającymi codziennie bezgraniczną miłość do swych dzieci. Pal sześć, że reżyser Piotr Jacoń (pracownik TVN) wtłoczył w swój film antykościelną propagandę, rozciągając niefortunną wypowiedź arcybiskupa Jędraszewskiego na postawę całego Kościoła Katolickiego wobec reprezentantów społeczności LGBT+, moim zdaniem, niesłusznie, imputując mu programową wrogość wobec wszelkiej inności. Najważniejsze, że ukazał autentyczny dramat i czystą, wypływającą z rozdzierającej, rodzicielskiej miłości postawę rodziców, przechodzących ze swymi dziećmi życiową próbę.
Sztuka daje wolność
Wreszcie warto wspomnieć o filmach poświęconych ludziom sztuki, które zawsze stanowiły clue przeglądu. I tu także odnajdziemy temat walki, zmagania się, nie tylko z artystyczną materią, ale przede wszystkim z własnymi słabościami. W nagrodzonej wyróżnieniem produkcji Rafała Małeckiego „Rdza” dostajemy portret chorej na rzadką genetyczną chorobę artystki, która zmagając się z postępującą słabością tworzy unikatowe rzeźby ze złomu. Jej dzieła są jakby symbolem jej samej – tak jak uratowana od rdzy i zniszczenia stal – tak i artystka, dzięki swej pracy wydobywa się z marazmu i ograniczeń, jakie narzuca jej fizyczne ograniczenie.
Było jeszcze na przeglądzie wiele bardzo ciekawych filmów i chwalę decyzję organizatorów, że zamierzają udostępniać wybrane tytuły online. Z pewnością przyczyni się to nie tylko do popularyzacji festiwalu, ale też do promowania nieszablonowych, często heroicznych, postaw, których reprezentantami są, tychże filmów, bohaterowie.
26.11.2021. Kielce. Finał 27. Festiwalu Form Dokumentalnych „Nurt”. Na zdjęciu: Krzysztof Miklaszewski – dyrektor festiwalu / Fot. Wiktor Taszłow – Radio Kielce