Kiedy moja macierzysta redakcja poprosiła Czytelników o przysyłanie kartek z życzeniami dla strażników granicznych, żołnierzy i policjantów, odzew był nieprawdopodobny. Dziś to już kilka dużych kartonów. Wśród korespondencji nie tylko pocztówki, ale też wiele wzruszających prac dzieci. Także na antenie Radia Kielce słyszę wiele informacji o solidarności z obrońcami polskich granic. Chociaż z Kielc do Kuźnicy, przejścia granicznego z Białorusią, gdzie przypuszczono szczególnie silny atak, jest zależnie od wybranej drogi od 426 do 511 kilometrów, większość z nas czuje wyjątkowość sytuacji, większość rozumie paskudną, cyniczną formę wydanej Polsce hybrydowej wojny. Wojny, w której narzędziem są biedni ludzie, ściągani tu z całego świata przez reżim Łukaszenki.
Jak to się dzieje, że ta oczywistość umyka tak wielu potężnym, komercyjnym polskim mediom? Dlaczego tak chętnie promują obelgi pod adresem naszych żołnierzy i strażników? Jaki czynnik powoduje, że gdy w ten sposób atakowano Litwę, redaktorzy tych tytułów prasowych doskonale rozumieli istotę sprawy? Podkreślali cynizm białoruskich władz, opisywali charakter przemytu ludzi. Dlaczego o tym zapomnieli, kiedy uderzenie przeniosło się na nasz odcinek granicy? Teraz epatują Polaków spreparowanymi zdjęciami, często zmyślonymi opowieściami o rzekomych tragediach czy człowieku, który przez sześć dni miał płynąć lodowatą rzeką bez jedzenia i picia. A kamienie i kłody rzucane w polskich funkcjonariuszy? „Nie było ich ta wiele” – słyszymy z ekranu telewizyjnego. Niech może powiedzą to rannym polskim żołnierzom.
Celem tych wszystkich opowieści jest przekonanie polskiej opinii publicznej to tajemniczej idei tak zwanych „korytarzy humanitarnych”. Ale dokąd by one miały prowadzić? Raczej nie do miasteczka Wilanów, nie do dworku w Chobielinie, ale zapewne do którejś z kieleckich wsi. Bo nazwa jest tylko zasłoną dymną – chodzi o otwarcie granicy dla wszystkich przybyszów. A tych może być liczba nieograniczona. W końcu biedniejszych od nas Polaków i Europejczyków jest kilka miliardów ludzi. Na pewno chcemy im wszystkim wysłać sygnał, że zapraszamy kolejnych?
Pomysł korytarzy na razie nie wypalił. Większość Polaków zrozumiała, co się za tym określeniem kryje. Jednak poseł do Parlamentu Europejskiego Radosław Sikorski ma coś nowego: proponuje stworzenie „centrum recepcyjnego na granicy, gdzie wnioski o azyl mogłyby być profesjonalnie i szybko rozpatrywane”. Teraz to będą promowali tygodniami. A potem wymyślą jakieś „terminale”, „sanatoria” czy cokolwiek. Byle otworzyć jednak granice. Byle rozmyć obraz, osłabić podstawowy wybór jaki stoi dziś przed państwem polskim i każdym z nas: czy polska granica jest chroniona, czy też dowolny przybysz może przez nią przejść, a dowolny sąsiedni dyktator przepchnąć przez nią, co mu się podoba.
I dlatego ta graniczna bitwa jest tak ważna.
TAJEMNICA KORYTARZY – posłuchaj felietonu Michała Karnowskiego: