– Ja mam w życiu szczęście – mówił podczas spotkania z kielczanami światowej sławy dyrygent, Antoni Wit. Artysta w środę wieczorem, podczas spotkania w Filharmonii Świętokrzyskiej promował swoją książkę „Dyrygowanie. Sprawa życia i śmierci”, którą napisał wspólnie z Agnieszką Malatyńską-Stankiewicz. Natomiast w piątek poprowadzi Orkiestrę Symfoniczną Filharmonii Świętokrzyskiej.
Poruszanych tematów było wiele. Publiczność mogła się dowiedzieć, z jakich powodów Antoni Wit jest zakochany w Japonii, chętnie wraca do Włoch, albo czym go oczarowała Nowa Zelandia. Mistrz wyjaśnił, dlaczego studiował prawo i jak wkroczył na muzyczną drogę. Wspominał czasy szefowania największymi scenami w Polsce. Opowiedział również o miłości do swojej żony, Zofii oraz tej niespełnionej, do opery.
Po spotkaniu chętnie rozmawiał także indywidualnie i podpisywał książkę. Udzielił także wywiadu Radiu Kielce.
„Dyrygowanie. Sprawa życia i śmierci” to świeże wydawnictwo, z 2021 roku. Na półkach w księgarni mamy wiele książek napisanych przez celebrytów, którzy właściwie tylko zaistnieją i już piszą. Pan czekał z tym dziesięciolecia, dlaczego teraz?
– Dopiero teraz uzbierało mi się więcej ciekawych rzeczy. Okres tej mojej intensywnej działalności zawodowej jest już za mną, od siedmiu lat jestem na emeryturze, choć cały czas mogę koncertować, więc ta publikacja może mieć charakter podsumowania.
To, o czym pani wspomniała, że teraz wiele się takich książek ukazuje to ja niestety też obserwuję, z wieloma takimi książkami się stykałem, zwłaszcza, jeśli one były pisane przez osoby, które jakoś znałem lub dotyczyły wydarzeń, których ja byłem świadkiem. Prawdę mówiąc, mnie często irytowało, że osoba, która o sobie pisze, chce się koniecznie przedstawić w lepszym świetle, i niektóre wydarzenia, które znam, wiem że trochę inaczej wyglądały, zmieniała. Starałem się tego uniknąć w mojej książce i mam nadzieję, że mi się udało. Zresztą przyjąłem taką metodę, że jak o kimś pisałem dobrze, to po nazwisku, a jeżeli niedobrze – to nie wymieniałem nazwiska, ale osoby ze środowiska mogą się często domyśleć, o kogo chodzi. Bo jeśli się pisze szczerze, to trzeba czasami napisać niedobrze. To dotyczy także mnie, więc tam są i takie zdania, które wystawiają mi niekoniecznie pochlebną opinię.
Ze swojego bogatego życia musiał Pan wybrać jakieś wątki, żeby móc się zmieścić na ograniczonej przestrzeni kart tej publikacji, jak pan dokonywał selekcji?
To było trudne, dlatego poprosiłem panią redaktor Agnieszkę Malatyńską-Stankiewicz, z którą już wcześniej miałem okazję współpracować. Ona poprowadziła ze mną wywiad. Wybrałem takie najbardziej istotne i ciekawe, nie tylko dla środowiska muzycznego, sprawy, dlatego są tam również anegdoty.
Książka, śmiało można powiedzieć, że dla każdego, nie tylko dla muzyka.
Bardzo się cieszę, już spotkałem kilka osób spoza środowiska, które książkę przeczytały i wydaje się, że zrobiły to z zainteresowaniem.
Występował Pan na scenach całego świata. Jak sam Pan wylicza w książce, poprowadził Pan ponad 235 zespołów z całego świata od Ameryki Południowej po Australię i Nową Zelandię. Czy publiczność z odmiennych zakątków globu różnie odbiera muzykę?
Różnie o tyle, że publiczność na przykład japońska jest niezwykle zdyscyplinowana, i co ważne, ta widownia już od lat, jeśli się na nią popatrzy, to jakieś 10 proc, siedzi w maskach – tych, które teraz i u nas są codziennością. Z kolei publiczność włoska, hiszpańska, południowoamerykańska jest bardziej żywiołowa. Ale też bardzo żywiołowa potrafi być publiczność w Anglii czy w Niemczech, gdzie jakoś specjalnie byśmy jej o to nie podejrzewali.
Najważniejsze, żeby publiczność była, bo niestety zdarzały mi się koncerty, na których było bardzo mało osób. Pamiętam w czasach mojej młodości były ogromne mrozy, których dzisiaj już nie ma. Wtedy akurat miałem niedzielny poranek w Warszawie, było chyba ze 40 stopni mrozu i na koncert dotarło kilka osób. Przyznam, że zimno mi się robi, kiedy sobie to przypomnę i to nie tylko dlatego, że zewnętrzna temperatura była niska.
W piątek po raz pierwszy wystąpi Pan w Kielcach, choć był Pan już tutaj w marcu 2020 roku, bo wtedy był zaplanowany koncert z Pana udziałem. Jednak wybuchła pandemia i instytucje kultury zostały zamknięte. Jaki był ten czas pandemii dla Pana?
Czas pandemii nie jest dla mnie dobry, dlatego że cały szereg kontraktów, i to tych atrakcyjnych: w Chinach, Japonii, Tajwanie, został odwołany. Ale mam taką naturę, że uczyłem się nowych partytur. To mi zawsze sprawia przyjemność, dlatego że są jeszcze pozycje, których nie zdążyłem opanować. Może kiedyś będę miał okazje je zadyrygować.
Poza tym druga rzecz: mogłem się oddawać swojej pasji, jaką jest jazda na rowerze. Także w zeszłym roku pobiłem swój rekord, ponieważ przejechałem 7 tys. km!
Imponujący wynik. Od dawna jeździ Pan na rowerze?
Zacząłem, kiedy miałem 18 lat. Oczywiście były przerwy spowodowane wypadkami, ale też kiedy miałem intensywne życie koncertowe albo dyrektorskie, to okazji do jazdy na rowerze było mało. Natomiast od paru lat mam dobre rezultaty na swoim koncie i staram się właściwie jeździć na rowerze przez cały rok, ale pod warunkiem, że nie ma śniegu, bo tu obawiam się, że to może się źle skończyć.
Wracając do Kielc, jaki repertuar usłyszymy w piątek w Filharmonii Świętokrzyskiej?
Bardzo się cieszę, że zadyryguję Symfonią nr 2 D-dur op. 73 Johannesa Brahmsa, która miała być u mnie w programie koncertu, kiedy tutaj próbowałem w marcu ubiegłego roku. Brahms jest jednym z moich ulubionych kompozytorów. Dobrze, że mogłem umieścić jego symfonię w moim koncercie. Ale program będzie różnorodny, bo na początku będzie Uwertura Leonora III Beethovena, która jest mi bardzo bliska również dlatego, że byłem świadkiem, jak nad nią pracował i wykonywał ją z orkiestrą katowicką wielki dyrygent, Leonard Bernstein. No i żeby jakoś program dopełnić jest 92 Symfonia G-dur Oksfordzka Haydna.
To czekamy na ten Pana debiut w Kielcach.
Ja też czekam, sala jest bardzo piękna, orkiestra jest dobra i życzliwa, w ogóle miasto Kielce sprawia bardzo miłe wrażenie. Co prawda pogoda nie była sprzyjająca, ale odbyłem kilka spacerów i cieszę się, że to centrum jest takie zadbane i że spacerowanie też może sprawić przyjemność.
Dziękuję za rozmowę.
Antoni Wit – profesor dyrygentury Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina w Warszawie, dyrygent honorowy Filharmonii Krakowskiej, profesor Honorowy Keimyung University (Korea). W latach 2002-2013 sprawował funkcję dyrektora naczelnego i artystycznego Filharmonii Narodowej w Warszawie. W latach 2013-2018 był dyrektorem artystycznym Orquesta Sinfónica de Navarra w Pampelunie.
Studiował dyrygenturę u Henryka Czyża w PWSM w Krakowie, ukończył również studia prawnicze na Uniwersytecie Jagiellońskim. Działalność zawodową rozpoczął jako asystent Witolda Rowickiego w Filharmonii Narodowej w Warszawie. Po otrzymaniu II nagrody w Międzynarodowym Konkursie Dyrygenckim im. Herberta von Karajana w Berlinie w 1971 roku został asystentem patrona konkursu.
Występował niemal we wszystkich ośrodkach muzycznych Europy, Azji, Australii i obu Ameryk. Jego nagrania znajdują się na ponad 200 płytach, które otrzymały liczne nagrody (m.in. Grammy Award 2013 oraz sześć innych nominacji do tej nagrody, Diapason d’Or i Grand Prix du Disque de la Nouvelle Académie, Cannes Classical Award, Choc, cztery polskie Fryderyki). Należy do nielicznego grona artystów na świecie, których płyty sprzedano w łącznym nakładzie niemal pięciu milionów egzemplarzy.