Nie wiadomo, ilu jest świętych. Po pierwsze dlatego, że świętymi są nie tylko wyniesieni na ołtarze, ale także wielu zwykłych ludzi, o których dobrym i pobożnym życiu wiedzieli jedynie najbliżsi. Poza tym, Kościół na początku nie prowadził statystyk osób wynoszonych na ołtarze, a biskupi mogli sami ogłaszać czyjąś świętość. Zmieniło się to dopiero w XIII wieku, kiedy taką możliwość zarezerwował dla siebie papież. Mimo wszystko postaramy się policzyć wszystkich naszych świętych.
Uroczystość Wszystkich Świętych jest jednym z najbardziej radosnych świąt, obchodzonych przez katolików.
– Kult świętych rozpoczął się w kościele wschodnim w IV wieku i był związany z męczennikami, których wspominano się w okolicy Świąt Wielkanocnych – mówi ks. dr Mirosław Kowalski, dyrektor wydziału liturgicznego diecezji kieleckiej. Na rozwój kultu świętych miał wpływ w VII wieku papież Bonifacy IV. Z powodu najazdów barbarzyńskich postanowił przenieść relikwie świętych męczenników z katakumb do rzymskiego Panteonu. Było to 13 maja 608 roku. Równocześnie poświęcił to miejsce wszystkim świętym.
Później do wspominanych męczenników dołączano innych świętych, którzy nie zginęli śmiercią męczeńską. Data 1 listopada najpierw utrwaliła się w kościele w Galii, potem została przejęta przez Rzym, natomiast w pierwszej połowie IX wieku papież Grzegorz IV zarządził że Wszystkich Świętych w całym kościele zachodnim będzie obchodzone 1 listopada.
Medyczna weryfikacja
Do uznania przez kościół katolicki osoby zmarłej za świętą lub błogosławioną niezbędny jest m.in. cud (wyjątkiem są męczennicy za wiarę).
W książce „Fabryka świętych: kulisy i tajemnice procesów kanonizacyjnych” autorstwa Kenneth L. Woodward jest rozmowa z lekarzem, który od 1983 roku był przewodniczącym Consulta Medica, komisji odpowiedzialnej za badanie potencjalnych cudów, służących do wyniesienia na ołtarze. Prof. Rafaello Cortesini, lekarz – ekspert w dziedzinie transplantacji organów, stwierdza:
Podchodzi się sceptycznie do cudów, wiem, nawet w Kościele katolickim. Gdybym sam nie przeprowadzał tych konsultacji, nigdy bym nie uwierzył w to, co czytałem. Nie zdaje sobie pan sprawy, jak fantastyczne, jak niewiarygodne i jak dobrze udokumentowane są te przypadki. Fantastyka naukowa w porównaniu z tym, to pestka” – mówił lekarz.
Każdy cud musi być bardzo dobrze udokumentowany medycznie. Bada go kilkuosobowa grupa lekarzy, która na końcu określa, czy jest on niewytłumaczalny z naukowego punktu widzenia. Jeśli pada takie stwierdzenie, wówczas zebrane materiały trafiają do komisji teologicznej, która określa, czy mamy do czynienia z cudem. Musi on mieć charakter trwały, dlatego w przypadku cudów medycznych najczęściej czeka się kilka lat, aby upewnić się, co do trwałego uzdrowienia osoby chorej.
– Nadal cuda medyczne są najczęściej badanymi cudami w procesach beatyfikacyjnych i kanonizacyjnych – mówi ks. Jan Jagiełka z diecezji kieleckiej, postulator w dwóch toczących się aktualnie procesach beatyfikacyjnych.
Spektakularne cuda
Jednym ze świętych, którzy w ostatnich latach stali się szczególnie popularni, jako najskuteczniejsi w wypraszaniu łask u Boga, jest św. Charbel. Był on mnichem z Libanu, ćwiczącym się w pokorze, ascezie, pustelnikiem.
Święty Charbel był maronickim duchownym, mnichem i pustelnikiem. Urodził się i żył w Libanie w latach 1828-1898. Poprzez świadectwo swojego życia i pośmiertne cuda dokonane za jego wstawiennictwem został uznany przez Kościół za świętego. Jego grób jest miejscem pielgrzymek, a modlitwy za jego wstawiennictwem kierowane są do Boga w rozmaitych intencjach, zwłaszcza uzdrowień / Fot. deon.pl
Jak czytamy w źródłach prezentujących jego biografię, po śmierci mnicha przez długi czas z jego grobu biło światło, czego nikt nie mógł zrozumieć. Zakonnicy przenieśli więc trumnę do klasztoru. Umieścili ciało w sarkofagu, ale tam zaczęła się z niego sączyć oleista maź. Przez wiele lat tego oleju wypłynęło dużo więcej niż wynosiła całkowita masa jego ciała. Jednocześnie, gdy otwierano grób, okazywało się, że ciało św. Charbela nie ulegało rozkładowi. Nie wiadomo, skąd brał się olej, a Charbel wyglądał jakby spał. Jednocześnie, modlący się do Boga przez jego wstawiennictwo otrzymywali wiele łask, dokonywały się też spektakularne cuda.
Na stronie internetowej jezuitów można przeczytać o historii pewnej kobiety z Libanu, matki dwanaściorga dzieci. Na początku 1993 roku, w wieku 59 lat z powodu niedrożności tętnic szyjnych doznała udaru, miała paraliż lewej połowy ciała, mogła być karmiona tylko przez sondę. Została wypisana do domu w stanie ciężkim, który ciągle się pogarszał. 18 stycznia jej najstarszy syn udał się do klasztoru, w którym spoczywa ciało św. Charbela i modlił się o cud. Jak czytamy, 4 dni później, kiedy kobieta zasnęła, miała dziwny sen…:
Śniła, że przy jej łóżku pojawili się dwaj mnisi Św. Charbel ze Św. Maronem w otoczeniu wielkiego światła. Jeden z mnichów powiedział: Jestem Św. Charbel, przyszedłem Cię zoperować (…). Rozpoczął operację bez znieczulenia. Chora czuła jego palce przecinające jej żyły i doznała silnego bólu, ale nie mogła ani krzyczeć ani bronić się. Na koniec drugi mnich, który okazał się Św. Maronem, poprawił jej poduszkę za plecami, pomógł usiąść na łóżku. Następnie podał jej szklankę wody. Powiedziała mu, że nie może pić normalnie bez słomki, bo ma sparaliżowany język. Zakonnik zapewnił ją, że jest już zdrowa. Powiedział: zoperowaliśmy Cię. Możesz chodzić, jeść, pić, pracować. Obaj zakonnicy zniknęli w tajemniczym świetle. Kiedy sen skończył się, Nouhad obudziła się. Ze zdziwieniem zobaczyła, że siedzi dokładnie tak, jak we śnie i zorientowała się, że może normalnie poruszać lewą ręką i nogą, jej paraliż ustąpił. Wstała sama, bez problemu zaczęła chodzić po pokoju. W łazience w lustrze zobaczyła, że po obu stronach szyi ma 12 cm długości rany pooperacyjne ze szwami (4 po prawej i 3 po lewej stronie), z których zwisały końcówki czarnych nici chirurgicznych. Szyja i koszula nocna były splamione krwią (…). Następnego dnia zgłosiła się do lekarzy, którzy ze zdumieniem stwierdzili uzdrowienie. Tak perfekcyjnie założonych szwów nigdy nie widzieli” (Święty Charbel – życie i przesłanie)
Czy katolicy traktują świętych jak bogów?
Kościół Katolicki uznaje, że święci i błogosławieni są przewodnikami w drodze do Boga i świętości. W Katechizmie Kościoła Katolickiego czytamy, że:
Ci, których Kościół uznaje za „świętych” (…) kontemplują Boga, wychwalają Go i nie przestają opiekować się tymi, których pozostawili na ziemi. (…) Możemy i powinniśmy modlić się do nich, aby wstawiali się za nami i za całym światem”.
Można zatem powiedzieć, że święci i błogosławieni są raczej pośrednikami ludzkich modlitw. Relikwie zaś, zawierające np. fragmenty kości, nie mają być magicznym talizmanem, ale znakiem, który ma przypominać o konkretnej świętej osobie jako o realnym człowieku, który żył wśród innych ludzi na ziemi.
Co więcej, publiczny kult danej osoby może się odbywać jedynie po zatwierdzeniu przez Kościół, tj. wyniesieniu na ołtarze jako świętego lub błogosławionego. Wcześniej modlitwy przez wstawiennictwo osoby zmarłej w opinii świętości mogą mieć jedynie charakter prywatny.
Ks. Jan Jagiełka zaznacza, że publiczny kult, nazywanie takiej osoby świętą, lub umieszczanie publiczne jej obrazów, np. w świątyniach – jest wręcz przeszkodą w dalszym procesie beatyfikacyjnym, który w takim przypadku zostaje przerwany. Kościół musi bowiem najpierw dokładnie przebadać życiorys kandydata na ołtarze, przesłuchać świadków i zbadać pisma, które pozostały po danej osobie, np. kazania, czy nie zawierają treści niezgodnych z Pismem Świętym i nauczaniem Kościoła.
„Nasi” święci i błogosławieni
Ksiądz Władysław Miegoń w otoczeniu marynarzy i – prawdopodobnie – sanitariuszek / Fot. AMW
Na ołtarze są już wyniesione osoby pochodzące z Ziemi Świętokrzyskiej, albo z nią związane. To choćby bł. Wincenty Kadłubek, bł. Bp Jerzy Matulewicz, czy bł. ks. Józef Pawłowski – profesor i wicerektor kieleckiego seminarium, proboszcz kieleckiej katedry.
Związani z naszym regionem są też urodzony w dawnym województwie sandomierskim św. Andrzej Bobola, bł. Bogumił- opat cystersów w Koprzywnicy, bł. ks. prałat Antoni Rewera urodzony w Samborcu, przez wiele lat proboszcz parafii katedralnej Sandomierzu, czy błogosławiona Salomea, która wstąpiła do klasztoru klarysek w Zawichoście.
Wśród współczesnych błogosławionych można wymienić też bł. Władysława Miegonia, urodzonego w Samborcu, kapelana wojskowego w latach 1919-39. Na początku II wojny światowej trafił do obozu koncentracyjnego. Czynem heroicznym było dobrowolne pójście do niewoli wraz z zabranymi marynarzami, żeby im służyć jako kapłan. Na ołtarze wyniósł go św. Jan Paweł II w czerwcu 1999 r.
Swojego patrona pochodzącego z Ziemi Sandomierskiej mogą mieć także dziennikarze. To bł. ks. Stefan Grelewski, urodzony pod koniec XIX wieku w Dwikozach. Święcenia kapłańskie przyjął 12 października 1921 r. w katedrze sandomierskiej. Był dziennikarzem, pisarzem, publicystą i tłumaczem z języków obcych. Został wyniesiony na ołtarze także przez św. Jana Pawła II w czerwcu 1999 r.
Tego dnia Ojciec Święty ogłosił błogosławionymi także: Kazimierza Grelewskiego z Dwikóz, Kazimierza Sykulskiego z Końskich, Franciszka Rosłańca, Bolesława Strzeleckiego, czy bł. Julię Rodzińską – dominikankę posługującą w obozie podczas wojny chorym na tyfus.
Świętym może zostać każdy
W diecezji kieleckiej toczył się proces beatyfikacyjny Ignacego Trendy. Postępowanie w Kielcach na etapie diecezjalnym zostało zakończone w 2010 roku. Proces był następnie pilotowany przez diecezję pelplińską.
– Oficjalne zakończenie etapu krajowego nastąpiło w 2011 roku. Dokumenty zostały przesłane do Watykanu, a w 2014 roku do Polski dotarł dokument potwierdzający, że proces beatyfikacyjny w Polsce został przeprowadzony prawidłowo, nie ma w nim błędów – mówi ks. Jan Jagiełka, postulator procesu beatyfikacyjnego Ignacego Trendy na szczeblu diecezjalnym.
Sługa Boży Ignacy Trenda mieszkał w Lelowie (województwo śląskie, diecezja kielecka), z żoną i synem.
– Był to człowiek prosty, ktoś mógłby go nawet deprecjonować, bo był analfabetą – mówi ks. Jan Jagiełka.
Podkreśla przy tym, że przykład tego człowieka wskazuje wyraźnie, że na drogę do świętości może wejść każdy.
– Niestety, kiedyś były bardzo niewłaściwe sposoby myślenia o świętości. Myślano, że świętym może być ktoś wykształcony, biskup, kapłan, osoba zakonna, a tu mamy do czynienia z człowiekiem, który nie umiał czytać ani pisać, wykonywał najbardziej służebne prace. Właściwie nie miał też domu, bo po tym jak zmarli jego rodzice mieszkał tam, gdzie pozwalano mu pracować i dawano mu za to jedzenie. Był człowiekiem bardzo pogodnym, miał dobre podejście do dzieci i ogromny szacunek do kobiet, był wolny od nałogów, picia alkoholu palenia papierosów – wymienia ks. Jagiełka.
Zachowały się też wspomnienia, że zawsze w kościele długi czas modlił się na klęczkach. Jednak nie to zdecydowało o rozpoczęciu procesu beatyfikacyjnego. Przełomowym momentem stała się obrona przez Ignacego Trendę krzyża podczas II wojny światowej w Lelowie.
– Niemcy kazali mu przynieść słomę, położyć ją pod drewnianym lipowym krzyżem, który pochodził z wcześniejszego kościoła franciszkańskiego. Kiedy Ignacy Trenda zrozumiał, że jest namawiany żeby po podpaleniu słomy spalił ten krzyż, wtedy miał słowami bardzo prostymi, świadczącymi o jego wierze powiedzieć: Jezusicku mój kochany, ja cię podpalał nie będę! – opowiada ks. Jan Jagiełka.
Niemiec zezłoszczony nie wykonaniem rozkazu, wypchnął Ignacego z kruchty. Kiedy uszedł on ok 10 kroków, strzelił do niego trzykrotnie. Ignacy Trenda 4 września 1939 roku zakończył ziemskie życie na placu przykościelnym. Wnuczka i wnuk Ignacego Trendy – dzieci jego syna – żyją do dziś. Wnuczka mieszka w Lelowie.
Nadal wielu go pamięta – i już wyprasza wiele łask
Wojciech Piwowarczyk urodził się 18 stycznia 1902 roku we wsi Kamienica, jako syn bogatego rolnika Wojciecha i Joanny z domu Suchta. Miał ośmioro rodzeństwa / diecezja.kielce.pl
Jeszcze bardziej współczesną postacią, której proces beatyfikacyjny także się toczy, był zmarły w 1992 roku ks. Wojciech Piwowarczyk.
Jego proces beatyfikacyjny rozpoczął się w grudniu 2006 roku. Zostało przesłuchanych kilkudziesięciu świadków. Obecnie trwa jeszcze dokonywanie cenzury pism, rękopisów ks. Wojciecha, a jest to kilkanaście tysięcy stron.
– Nadal trwa też oczekiwanie na cud, który będzie potrzebny do beatyfikacji. Mamy już jakąś liczbę świadectw, że osoby prosiły o nawrócenie, uzdrowienie, zgodę w rodzinie i zostały wysłuchane, ale nie są to tak ewidentne historie, które pozwalają na włączenie tych spraw do oceny w trakcie procesu. Jest to jednak kilkanaście historii wysłuchanych modlitw od osób z naszej diecezji – dodaje ks. Jan Jagiełka.
Ks. Wojciech Piwowarczyk był przez ok 20 lat ojcem duchownym w kieleckim seminarium, a przez kolejne 20 lat był ojcem duchownym księży. – Spotykał kapłanów z różnych dekanatów, organizował spotkania, konferencje, dawał możliwość spowiedzi – mówi ks. Jan Jagiełka.
To on rozpoczął także wczasorekolekcje dla osób niepełnosprawnych. Uświadamiał niepełnosprawnym, że mają swoją godność, wyciągał ich z domów.
– Ja osobiście również znałem ks. Wojciecha Piwowarczyka. Wiedział, że pojechałem na studia, by przygotować się do pracy z osobami niepełnosprawnymi. Był zadowolony i dopytywał mnie jak te studia przebiegają. Radził mi zawsze, aby „o cierpieniu mówić ostrożnie, bo łatwo mówić, trudno cierpieć”. On sam był dotknięty cierpieniem – mówi ks. Jagiełka, który przez wiele lat był także dyrektorem Domu Dla Niepełnosprawnych w Piekoszowie.
Ojciec Św. Jana Paweł II w telegramie kondolencyjnym po jego śmierci napisał:
Ojciec Wojciech posiadał szczególny charyzmat gromadzenia wokół siebie osób pragnących wspinać się na szczyty świętości chrześcijańskiej, będąc dla nich wzorem i przewodnikiem”. Z kolei ks. bp Szymecki podczas pogrzebu w lipcu 1992 roku powiedział: „Ks. Wojciech odchodzi od nas do Boga w opinii świętości”.
Świętych i błogosławionych ciągle przybywa
We wrześniu tego roku do grona błogosławionych kościoła katolickiego dołączyło dwoje Polaków: Kardynał Stefan Wyszyński, Prymas Tysiąclecia i Matka Elżbieta Róża Czacka, założycielka ośrodka dla niewidomych w Laskach. Uroczystość odbyła się w Świątyni Opatrzności Bożej w Warszawie. Eucharystię koncelebrowało około 600 księży z Polski, około 80 polskich biskupów i 45 biskupów z zagranicy.
Kardynał Stefan Wyszyński był nie tylko wybitnym przywódcą duchowym, ale i mężem stanu, autorytetem moralnym, współtwórcą przemian społecznych, które doprowadziły do upadku komunizmu w Polsce / Fot. Getty Images
Biskup sandomierski Krzysztof Nitkiewicz podkreślił, że otrzymaliśmy kolejnych dwoje błogosławionych orędowników, do których możemy się zwracać z prośbą o wstawiennictwo. Jednocześnie są wzorem chrześcijańskiego życia. Dodał, że oboje żyli w bardzo trudnych czasach.
– Sytuacja Kościoła i wierzących przed wojną nie była prosta. Szerzył się wówczas nurt modernistyczno-liberalny, a kardynał Wyszyński, wtedy jako wykładowca, uczył nauki społecznej Kościoła. Z kolei Matka Róża Czacka pochodząca z rodziny arystokratycznej, zajmowała się ludźmi niewidomymi. Ona, również inwestując swoje własne pieniądze, wychodziła im na przeciw. Mogła powiedzieć: też jestem chora, będę zajmowała się samą sobą, natomiast ona myślała o innych ludziach – dodał biskup.
Hierarcha zauważył, że oboje błogosławieni byli przez komunistów szykanowani, ale nie załamali się, pokazując, że w każdej sytuacji można być dobrym chrześcijaninem.
Biskup kielecki Jan Piotrowski zaznacza, że beatyfikacja, jako oficjalny akt Kościoła, potwierdza piękny przykład życia obojga wyniesionych w niedzielę na ołtarze.
– Warto przyglądać się przykładowi ich życia. Żyli w czasach, które były wymagające. Okoliczności sprawiały, że trzeba było heroizmu, ofiary z własnej osoby. Chociaż oba te powołania były bardzo różne, to oba dotyczyły miłości Boga i bliźniego. Myślę, że trzeba za to Bogu dziękować. Osobiście sądzę, że Polska, ale też Kościół cieszy się, że ten dzień nastał, i że można było przeżyć go radośnie, przy entuzjazmie wszystkich, którzy byli obecni w Warszawie oraz tych, którzy łączyli się poprzez transmisje – dodał biskup.
To ilu tych świętych?
Chyba nadszedł czas, żeby odpowiedzieć na tytułowe pytanie. Rzeczywiście precyzyjna liczba nie jest możliwa do ustalenia. Dzisiaj przyjmuje się, że najbliższe prawdy jest mówienie o około 11 tysiącach świętych.