Dobry Pan i okrutny wojownik. Walcząc o Polskę tak się zadłużył, że nie starczyło pieniędzy na pogrzeb. 39-letni żywot księcia Jaremy wciąż trwa w uczonych sporach i codziennych awanturach o Polskę.
Jego prochy spoczywają na Świętym Krzyżu albo uleciały z dymem.
Wieczną sławę i niesławę przyniósł mu autor „Trylogii”. W jej pierwszej części,
Ogniem i mieczem,
przedstawił kniazia Jaremę jako męża wielkich przeznaczeń, geniusza strategii wojennej, wielkiego patriotę. Wiśniowieckiego poznajemy w powieści w chwili wielkiej próby. W obliczu śmiertelnego zagrożenia Rzeczypospolitej wywołanego powstaniem Bohdana Chmielnickiego, w czas interregnum po odejściu króla, gdy „panowie z Warszawy” nie potrafią sprostać wyzwaniu, to on bierze na siebie odpowiedzialność za losy kraju. Nie jest wolny od rozterek, jednak gdy przychodzi pora czynu, potrafi podjąć walkę „ogniem i mieczem”. Mądry i dobry dla swoich podwładnych pan, potrafi być surowy i okrutny dla buntowników. Okrucieństwo nie jest jednak jego cechą przyrodzoną. Kiedy każe na śmierć w męczarniach posłów zbuntowanego hetmana, łaskawie przymyka oko na to, że młody szlachcic z litości dobija jednego z nich. W myślach, które odczytuje powołany przez Sienkiewicza wszechwiedzący narrator, książę Jarema snuje prosty plan:
Zdeptać naprzód Zaporoże, ocean krwi z niego wytoczyć, złamać je, zniweczyć, zgnieść, zwyciężyć, a potem dopiero przyznać pokonanym wszystko – ukrócić wszelkie nadużycia, wszelkie uciski, zaprowadzić ład, spokój i mogąc dobić – do życia wrócić – oto droga jedynie tej wielkiej Rzeczypospolitej godna. Może dawnej można było obrać inną – dziś – nie!”
Inaczej księcia Jeremiego widział Paweł Jasienica, autor cyklu esejów, które zaważyły na postrzeganiu naszych dziejów przez pokolenia Polaków. Autor „Rzeczpospolitej obojga narodów” twierdził, że pryncypia polityczne Wiśniowieckiego „pozostawały w idealnej sprzeczności z dobrem Rzeczypospolitej”.
„Nie chcę ja żyć w tej Rzeczypospolitej, bo dziś wstydzić się za nią przychodzi”, Henryk Sienkiewicz – „Ogniem i mieczem”
Na zdjęciu: Portret Jeremiego Wiśniowieckiego / źródło: NAC
Norman Davies, autor monumentalnego, bestsellerowego eseju o historii Polski, „Boże igrzysko”, przywołując Sienkiewicza i innych autorów, utrwalił negatywny obraz księcia pisząc:
W najpopularniejszej ze wszystkich powieści historycznych, „Ogniem i mieczem” Henryka Sienkiewicza, został odmalowany jako szlachcic, który czynił wiele zamętu i wrzawy, walczył za Rzeczpospolitą i z bezlitosną surowością karał Kozaków i Tatarów. W oczach innych komentatorów był pospolitym bandytą, łupieżcą wdowich majątków, renegatem i zdrajcą”
Taki czarny obraz kniazia Jeremiego, przedostał się do popkultury. W Internecie łatwo natknąć się na memy, w których nasz bohater: „pacyfikował Ukrainę zanim to było modne”, wiedziałby co zrobić z zamieszkami w Boliwii albo zastanawia się: „co jest śmieszniejszego od Kozaka wbitego na pal”.
Na zbiorowe postrzeganie Wiśniowieckiego z pewnością wielki wpływ miał film Jerzego Hoffmana. W ekranizacji powieści Sienkiewicza reżyser złagodził obraz Kozaków i jednocześnie wyostrzył wizerunek księcia, który wydaje swoim żołnierzom przyprawiający o dreszcze rozkaz: „Mordujcie ich tak, by czuli, że umierają”.
Uważny czytelnik tak barwnie, acz z przewagą czerwieni i czerni namalowanych obrazów Jeremiego, zauważy, że są w większym stopniu wyrazem emocji i poglądów, niż chłodnego oglądu faktów. Nic dziwnego, wszak wszystkie, zarówno te zawarte w powieści i filmie, jak i esejach, czy internetowych przekazach, należą do publicystyki historycznej. Celem ich autorów jest przekonanie odbiorcy, a nie ustalenie możliwie najbardziej zbliżonego do prawdy stanu faktycznego.
Jeżeli chcemy oddać sprawiedliwość księciu Wiśniowieckiemu, warto byśmy sięgnęli po ustalenia badaczy. Posługując się
miarą uczonych
też nie dostaniemy jednolitego stanowiska, jednak w ich wypowiedziach nad emocjonalnymi ocenami przeważa dokumentacja stanu faktycznego i niezastępowanie spraw niewyjaśnionych legendą albo własną mitotwórczą wyobraźnią. Jak zauważa autor monografii poświęconej Wiśniowieckiemu – Jan Widacki, pierwsze próby obiektywnego spojrzenia na księcia podjęli historycy drugiej połowy XIX wieku. W imię „odbrązawiania historii” korygowali hagiograficzny, obecny w podaniach, panegirykach i pieśni wizerunek księcia. Najwybitniejsi, tacy jak Karol Szajnocha, czy Józef Szujski – widzieli jego historyczną rolę, choć nierzadko, z braku wystarczającej wiedzy może, pomijali te wątki jego biografii, które świadczyły, że był nie tylko sprawnym wodzem, ale i sprawnym administratorem potężnych dóbr.
Z bohatera sobie współczesnych i romantyków, w dobie pozytywizmu książę stawał się powoli antybohaterem. Przyczynili się do tego wydatnie „pomniejsi”, ulegający modzie epoki historycy, którzy po publikacji „Ogniem i mieczem” przypuścili szturm na pozycję księcia Jeremiego.
Obroniła ją epoka modernizmu, kiedy na nowo ożyła idea czynu niepodległościowego, na którego symbol Wiśniowiecki doskonale się nadawał.
„Wtedy książę wypuścił naprzód konia i wjechawszy na wysoką mogiłe, stanął nieruchomie i patrzył długo. Toż ten gród błyszczący teraz w słońcu i cały ten kraj widny z mogiły, to było dzieło jego przodków i jego własne. Wiśniowieccy bowiem zmienili te głuche dawniej pustynie na kraj osiadły, otworzyli je ludzkiemu życiu i rzec można stworzyli. Zadnieprze. A największą część tego dzieła spełnił sam książę”, Henryk Sienkiewicz – „Ogniem i mieczem”
Na zdjęciu: rycina Józefa Łoskoczyńskiego „Książę Jeremi Wiśniowiecki na Mogile” / źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie
Dopiero druga Rzeczpospolita przyniosła pierwszą monografię księcia. Jej autor Władysław Tomkiewicz pisał o wielkiej przemianie, jaka dokonała się w księciu po wybuchu powstania Chmielnickiego, przywołał fakty, które świadczyły, że w imię dobra Rzeczypospolitej potrafił schować swoje osobiste urazy i afronty króla, i że jego czyny pozwalają go stawiać jako godnego następcę hetmana Koniecpolskiego.
Widacki, przedstawiając w opublikowanej w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku książce złożoną osobowość księcia Jeremiego, prostuje absurdalne zarzuty narosłe wokół Wiśniowieckiego. Przedstawia go jako wyrastającego ponad przeciętność, przedwcześnie zmarłego syna epoki, wybitnego, choć niespełnionego wodza, a na opisywane tylekroć okrucieństwa, jakich dopuścił się książę, każe patrzeć na tle epoki. Przywołuje postać znanego wszystkim z hymnu hetmana Stefana Czarnieckiego. Ów znany z szczególnego okrucieństwa wobec zbuntowanych Kozaków wódz, za sprawą arbitralnej peerelowskiej propagandy, stał się „niemal ludowym wodzem”, w przeciwieństwie do „wroga ludu” – Wiśniowieckiego. Można tu tylko dodać, że miał zwykłe szczęście, które sprawiło, iż trafił jako główny bohater do hymnu, a nie do powieści Sienkiewicza. Jednak gdy narodowy spór o Czarnieckiego dotyczy dziś tylko miejsca zwrotki, w której o nim śpiewamy, to Wiśniowiecki pozostaje wciąż żywy, mimo prób symbolicznego pogrzebania przez tych historyków, którzy już sto pięćdziesiąt lat temu wieszczyli, że będzie zapomniany. To, jak napisał Widacki, „życie po życiu”, mimo tylu słów napisanych na jego temat, wciąż pełne jest niespodzianek i zwrotów.
Uczonym nie wypada stwierdzić, że ciąży nad nim…
…Klątwa Rainy
Matka Jeremiego, Raina, powołując Monastyr Mharski, oprócz zabezpieczenia finansowego opatrzyła go w akcie fundacyjnym klątwą:
A ktoby tę fundację w przyszłości naruszać a kasować miał albo na starożytną błahoczestywą wschodnią wiarę następował i odmieniał – tedy niech będzie nad nim klątwa”
Syn fundatorki zmienił wyznanie na katolickie i nastawał na prawosławnych, zatem spełnił wszystkie warunki klątwy. Dlatego w ustnych i zapisanych przekazach tkwi przeświadczenie, że nagła śmierć Wiśniowieckiego i późniejsze niedole Rzeczypospolitej, wielkie fiasko panowania jego w jeszcze młodszym wieku zmarłego syna Michała Korybuta, a także kłopoty z wciąż nieodbytym pogrzebem i wreszcie wątpliwość, czy w miejscu, gdzie ponoć wiecznie spoczywa, są rzeczywiście doczesne jego prochy, są efektami tej klątwy. Odkładając na bok roztrząsania na temat mocy klątw, przyjrzyjmy się faktom.
„Układy natenczas tylko skutek mieć mogą, gdy na poparcie ich stanie potężna armia”, Henryk Sienkiewicz – „Ogniem i mieczem”
Na zdjęciu: Andrzej Seweryn jako Jeremi Wiśniowiecki w filmie „Ogniem i mieczem” w reż. Jerzego Hoffmana / źródło: materiały prasowe
Niejasna jest przyczyna śmierci. Mógł zostać otruty, co było na rękę jego konkurentom i wrogom z obozu Chmielnickiego. Mógł też umrzeć na cholerę. Żadnej z tych wersji nie poświadczyła sekcja zwłok, śmierć mogła zatem być też wynikiem dosyć niehigienicznego trybu życia – przy tej samej sekcji zwłok zauważono, że wszystkie wewnętrzne narządy księcia były nad wyraz otłuszczone.
Książę nie został też pochowany zgodnie ze swoją wolą w Wiśniowcu, ale na Świętym Krzyżu. Tu możemy mówić o dwóch najbardziej prawdopodobnych przyczynach. Pierwszą była obawa przed zbezczeszczeniem zwłok w czasie, gdy koleje wojny były niepewne. Drugą, potworne zadłużenie Wiśniowieckiego, który stracił majątek na zbrojenie się w obronie Rzeczypospolitej. Na oficjalny pogrzeb tak znamienitego Pana trzeba było w tamtym czasie wydać fortunę. Miejsce tymczasowego pochówku, też było godne, nie zapominajmy, że do XVII wieku Święty Krzyż był najważniejszym narodowym sanktuarium, tracąc później prymat na rzecz Jasnej Góry.
Dwudziestowieczne twierdzenie uczonych, że mumia, którą wskazywano jako prochy Jeremiego Wiśniowieckiego, to szczątki pozostałe po kimś innym, ma swoje twarde podstawy. Gdzie zatem leży i które prochy pozostały po księciu? Na to pytanie mogłyby odpowiedzieć kosztowne testy DNA, ale ich warunkiem byłoby to, że prochy księcia nie uległy spopieleniu podczas któregoś z pożarów.
Czy mylił się zatem wykreowany na kartach „Ogniem i mieczem” książę Jeremi, gdy wśród rozterek był „tego pewien, że pamięć jego, ni grób nie zaginie”?. Pamięć pozostała. Grób pozostaje zagadką.
„…grób nie zaginie”, Henryk Sienkiewicz – „Ogniem i mieczem”
Na zdjęciu: grób Jeremiego Wiśniowieckiego na Świętym Krzyżu / Fot. Jarosław Kubalski – Radio Kielce