Była lekiem na chorobę morową, środkiem płatniczym, zwieńczeniem udanej transakcji. Wódka zadomowiła się na dobre pod wiejską strzechą w XVI wieku za sprawą feudalnego przymusu propinacji.
Do Polski wódka przyszła z Niemiec w XV wieku, tam nazywano ją aqua vita – wodą życia, stąd spolszczona nazwa „okowita”. Nacierano gorzałką obolałe mięśnie, obmywano rany, wierzono, że przyjmowana doustnie uchroni przed najbardziej zjadliwą zarazą. Uważano, że profilaktyczne spożywanie wódki przedłuża życie. Niejaki Michael Shrick lekarz z Augsburga, opracował nawet dzieło naukowe, w którym udowadniał, że picie wódki poprawia urodę i pamięć.
W języku staropolskim wódka nazywana była też „gorzałką” (od technologii wytwarzania – w gorzelni). Zygmunt Gloger w „Encyklopedii staropolskiej” podaje także inne wyjaśnienie tej nazwy – otóż pewien mężczyzna pił tak dużo gorzałki, aż zapalił się od środka i do cna „zgorzał”.
Jan Feliks Piwarski – „Litkup na Pradze”
Likwory i goldwassery
Sam Gloger nie był entuzjastą wysokoprocentowych trunków, a pijaństwo uważał za najgorszy z nałogów. Chwalił tych, którzy piją z umiarem lub całkowicie wyrzekli się alkoholu i żarliwie namawiał do „rozbratu” z gorzałką:
Rozmaite nałogi miewają ludzie. Jedni palą ciągle papierosy, inni śpią za dwóch, jedzą za trzech, czas tracą na szulerce; ale najobrzydliwszym nałogiem ze wszystkich jest pijaństwo.
Starodawne przysłowie mówi, że: gorzałka jak złodziej, ani wiesz, kiedy się w ciebie wkradnie. Krasicki, biskup warmiński, powiada, że:
zawstydza pijanicę nierozumne zwierzę”.
Inny znowu mędrzec żartobliwie o pijakach pisze:
Pijanice kręcą się jak chmiel po tyce, idąc kaczki zaganiają”.
Pewnemu pijakowi w dawnych czasach tak napisano po śmierci na grobie:
Tu leży pijak sławny,
A gdy na sąd wstanie,
Spytany, co wżdy czynił,
Rzeknie: piłem Panie.”
Nawet poczciwy człowiek, ale gdy się upije, to nieraz to czyni, czego najzłośliwszy nie pomyśli nawet po trzeźwemu. Toteż Jan Kochanowski powiedział:
Dzbanie! ty pijanemu przyprawujesz rogi” – pisał w artykule do pisma „Zorza”.
Trudno jednak nie mlasnąć ze smakiem czytając – wymienione przez wspomnianego Glogera w „Encyklopedii staropolskiej” – gatunki wódek, które wówczas pijano. Były znane w Polsce gorzałki: alembikowa, szumówka, i od zapraw rozmaitych: korzenna, alkiermesowa, cynamonka, fort gatunek wódki z gałganem (rośliną), karolkowa (kminkówka), persyko z pestek, piołunówka, anyżówka, białomorwówka, goździkówka, cytwarowa, kordybanowa, na tatarak nalewana i konwalję. Sprowadzano wódki włoskie, francuskie, gdańskie, rumy i araki. Gdy zaczęto wódki zaprawiać cukrem, powstały esencje i likwory licznych gatunków: brzoskwiniowe, ananasowe, miętowe, różane, kawiane, pomarańczowe, wiśniowe, czyli ratafje, goldwassery.”
Franciszek Kostrzewski – „Chłopi w karczmie”
Pij i kupuj u swojego
W wiejskich karczmach nie było jednak tak wykwintnie: „prosta”, „przepalanka”, „śmierdziucha” czy „szmorgawica” – tak lud nazywał ówczesną wódkę. Wprowadzony w XVI wieku na ziemiach polskich feudalny przymus propinacji sprawił, że chcąc nie chcąc chłopi musieli kupować marnej jakości alkohol, często w przesadnych ilościach. Propinacja nadawała właścicielowi ziemskiemu wyłączne prawo do produkcji i sprzedaży trunków chłopom zamieszkującym w obrębie jego dóbr. Na chłopów narzucono zaś obowiązek kupowania określonych z góry kontyngentów alkoholowych i picia tylko w karczmie pana. Chłop, który z „uszczerbkiem pańskiej intraty” wstąpił do innej karczmy otrzymywał porcję plag, był osadzony w dybach lub gąsiorze, nurzany w przeręblu lub przetrzymywany w bieliźnie na mrozie. Jak pisze w artykule „Ludzie gościńca w XVII-XVIII wieku Bohdan Baranowski zdarzały się nawet przypadki zabatożenia go na śmierć.
Chłopom nie tylko nakazywano kupowanie wódki, ale też wprowadzano ją do wiejskiego obyczaju. Przykładem jest tzw. litkup, który przetrwał do połowy XX wieku. W myśl tego zwyczaju, transakcja była ważna dopiero wtedy, gdy została należycie opita.
Wódka stała się uniwersalnym środkiem obecnym niemal w każdej dziedzinie życia. Karne garnce gorzałki zasądzano w sądach gromadzkich i wójtowskich. Zapadały wyroki skazujące winnych na ufundowanie sądowi kilku garnców wódki. Stała się ona czynnikiem korupcjogennym, który torował drogę do załatwiania spraw w kręgach władzy. Nawet dniówki za wykonaną pracę często wypłacano wódką.
Propinacja przysparzała panom bogactw większych niż rolnictwo, manufaktury oraz pobieranie od chłopów czynszu razem wzięte. Książę Czartoryski mówił o niej jako o „prawdziwej mennicy”.
To krzywdzące prawo zaczęto znosić dopiero w XIX wieku, w Galicji przetrwało do początków XX wieku. Wielu historyków uważa, że odcisnęło silne piętno, którego skutki odczuwamy do dziś.
Byle przystojnie i bez obrazy boskiej…
Aby jednak oddać wódce sprawiedliwość trzeba przyznać, że w ciężkich czasach była ona spoiwem łączącym ludzi, jej wspólne spożywanie sprzyjało integracji i wzajemnemu wsparciu.
Jak chłop chłopu może się odwdzięczyć? Na wódkę go zaprosić. Wódka nie łapówka. Nie ma, że jeden daje, drugi bierze, tylko obaj piją” – pisał w książce „Kamień na kamieniu” Wiesław Myśliwski.
Zaś Władysław Reymont w „Chłopach” tak pięknie opisywał wizytę w karczmie:
Do karczmy napływało coraz więcej ludzi, bo już mrok gęstniał, zapalili światło, muzyka raźniej się ozwała i gwar się podnosił. Naród kupił się przy szynkwasie, pod ścianami albo i zgoła w pośrodku izby i raił, pogadywał, użalał się, a kto niekto i przepijał do drugiego, ale z rzadka, bo nie na pijaństwo przyszli, jeno tak sobie, po sąsiedzku postać, pogwarzyć, skrzypic posłuchać abo i basów, coś niecoś posłyszeć nowego. Niedziela przeciech, to odpocząć ni folgę dać ciekawości nie grzech, a choćby i ten kieliszek wypić z kumami… byle przystojnie i bez obrazy boskiej się obyć obyło, to i sam dobrodziej nie bronił…”
Stanisław Śliwa, członek Zespołu Pieśni i Tańca Wierna Rzeka, na ponad stuletnich skrzypcach odziedziczonych po ojcu gra na weselach, dożynkach i festiwalach.
– Wiele ludowych piosenek opowiada o wódce. Na przykład: „Walek wysłoł swaty z wódkom do rodziny przysłej zony, swaty posły, uradzieły i interes załatwiony” – nuci Stanisław Śliwa.
– Kiedyś na weselach wódką rządzili starostowie. Lecz pili tylko starsi – podkreśla. I dodaje: – Młodzież dostawała po kieliszku i to był koniec na całe wesele.
Gdy w połowie XX. wieku w wiejskim sklepie spożywczym sprzedawczynię proszono o „liter i kilo”, ta bez zbędnych pytań stawiała na ladzie wódkę, a obok kładła kilogram kiełbasy.
– Czasem młodzieniec zasunął ojcu worek zboża, sprzedał i miał na „fundę”- liter gorzałki i kilogram kiełbasy. Ale czasy były ciężkie, wódka droga. Trzeba się było napracować na ten liter, więc ludzie tak nie pili – opowiada Stanisław Śliwa.
Henryk Pillati – „Chłopi przed karczmą”
Mirosław Ciołak, znakomity kucharz oraz organizator elitarnych przyjęć, mówi, że wódka nadal jest w trendzie, jednak wyraźnie wypierają ją inne trunki: smakowe nalewki, whisky.
– Czysta nadal króluje na „pępkowym” i „kawalerskim” zarówno w mieście jak i na wsi – podkreśla.
Nie zmieni to faktu, że wódka stała się przekleństwem Polaków i na wiele wieków ubrała nas w niepochlebny stereotyp. Warto jednak z nim walczyć, pić z umiarem i radzić sobie na salonach z taką klasą jak czynił to Ignacy Paderewski. Gdy podczas przyjęcia w trakcie obrad pokojowych w Wersalu ówczesny premier Francji Georges’a Clemenceau zwrócił się do niego: „Wie pan, że u nas mówi się „pijany jak Polak”, Paderewski odpowiedział: „Niech pan nie wierzy w stereotypy. U nas się mawia: „grzeczny jak Francuz”.
Zdjęcie ilustracyjne: Wincenty Wodzinowski – „Swaty”