„Nazywam się Szwejk. Józef Szwejk” – tak brzmi tytuł najnowszego spektaklu Teatru TeTaTeT. Premiera odbędzie się w niedzielę, 26 września, na Małej Scenie Kieleckiego Centrum Kultury. W roli dobrego wojaka wstąpi Mirosław Bieliński.
Będzie to monodram, oparty na podstawie powieści Jaroslava Haška „Przygody dobrego Wojaka Szwejka”.
Mirosław Bieliński przyznaje, że zmierzenie się z ta postacią było jego marzeniem.
– Poznałem go już we wczesnym dzieciństwie. Czeska ekranizacja powieści z rolą Rudolfa Hrušinsky’ego wywarła na mnie ogromny wpływ. Dodatkowo ikonografia przestawiająca tę postać znajduje się w pobliżu mojej fizyczności – śmieje się. – Z tą postacią też bardzo się utożsamiam, z tą jego dziecięcą naiwnością patrzenia na świat, wiarą, że nie wszyscy są takimi draniami, jak można sądzić. Kiedy wiedziałem, że zostanę aktorem, chciałem zagrać Łatkę w „Dożywociu” Fredry oraz Szwejka. Fragment Łatki udało mi się zagrać – wyjaśnia.
Aby stać się Szwejkiem, Mirosław Bieliński musiał stawić czoła trudnej sztuce, jaką jest monodram.
– Unikałem monodramów do tej pory, i pewnie gdyby nie Szwejk, to bym się na niego nie zdecydował. Uważam, że jest to najwyższy wyraz kunsztu. Wymaga też opanowania dużej ilości tekstu – przyznaje. – Zdecydowałem się z powodu postaci i z racji tematu. Zawsze staram się robić coś na wesoło, a przy okazji przemycać głębsze treści – dodaje.
Spektakl wyreżyserował Sławomir Gaudyn. Tłumaczy, że Szwejk w Teatrze TeTaTeT ma być jak najbliższy pierwowzorowi literackiemu.
– Nic tutaj nie kombinujemy, więc ci wszyscy, którzy pamiętają genialną filmową wersję czeską, będą mile zaskoczeni, że to jest bardzo bliskie i temu aktorowi, który grał w ekranizacji, i bohaterowi z książki. Tak chcieliśmy to zrobić i myślę, że nam się udało, a czy na pewno? Żeby się o tym przekonać, zapraszam do teatru – zachęca.
Choć pierwsze historie o Szwejku ukazały się ponad wiek temu, to jak przekonuje reżyser, nie straciły na aktualności.
– Zawsze o tym mówił ś.p. Leszek Mazan i okazało się, że miał rację. Choć tyle lat minęło od tego, co Jaroslav Hašek napisał, to głupoty na świecie wciąż nie brakuje. Mam wrażanie, że wręcz przeciwnie, robi się jej coraz więcej. I trzeba z tą głupotą walczyć przez śmiech, bo nikt nie będzie walczył z nią karabinem. Zostaje więc śmiech, ironia. Stąd sięgnęliśmy po Szwejka. Mało jest takich książek, które ludzką głupotę w sposób tak bardzo przystępny wyszydzają – tłumaczy reżyser.
Wersja, którą zobaczą widzowie w Kielcach jest luźną adaptacją dzieła Haška. Spośród wielu wątków zawartych w powieści, trzeba było dokonać wyboru.
– Generalnie nacisk położyliśmy na głupotę i absurdy wojny, absurdy w armii, głupotę regulaminów i rządzących. Wszystko pod to można podłożyć. Chcieliśmy też pokazać jednostkę, człowieka, który jest wpuszczony w machinę armii, wojny, musi w w tych warunkach przeżyć i nie zwariować – zauważa.
Teresa Bielińska, prezes Stowarzyszenia Teatr TeTaTeT dodaje, że spektakl adresowany jest nie tylko do widzów, którzy znają bohatera z czeskiej powieści, ale także do młodych odbiorców, którzy jeszcze nie mieli okazji go poznać.
– Chcielibyśmy, żeby także młodzi ludzie przyszli na ten spektakl. Myślę, że ten humor, ta historia może w nich coś poruszyć, skłonić do myślenia o tym, co się dzieje także we współczesnym świecie. To przedstawienie jest aktualne, ale podane w przyjemny sposób – zaznacza.
Premiera monodramu „Nazywam się Szwejk. Józef Szwejk” w niedzielę, 26 września, o godzinie 16, na Małej Scenie Kieleckiego Centrum Kultury. Kolejna okazja, żeby zobaczyć spektakl 10 października.