Najcięższe zestawy przekraczają 140 ton, najdłuższe mają ponad 60 metrów. Aby wszystko się udało, przy każdym niezbędna jest współpraca kilkunastu ludzi. Zapraszamy do podróży w konwoju, który transportuje potężne wiatraki.
W nocy z niedzieli na poniedziałek przyjeżdżam na spotkanie przy rondzie w Cedzynie. Wita mnie Mirosław Cielma, pilot ładunków ponadgabarytowych z firmy Schwandner Polska. Na nieużywanej, starej drodze oczekują na dalszą jazdę trzy skrzydła, dwa segmenty słupa i generator; sześć dużych pojazdów i sztab samochodów-pilotów odpowiedzialnych za sterowanie naczepami oraz zabezpieczenie trasy przejazdu.
– To trzeci, najkrótszy, jednak najbardziej skomplikowany, etap podróży elementów wiatraków. Musimy dojechać mniejszymi drogami, na których jest wiele zakrętów oraz rond, do gminy Bogoria – tłumaczy Mirosław Cielma, gdy spacerujemy między olbrzymimi samochodami.
Przy większych manewrach, takich jak przemierzanie ronda, tylną częścią za pomocą specjalnego urządzenia steruje osoba siedząca w kolejnym pojeździe. To ona ustawia koła w lewo lub prawo, a później wyrównuje tor jazdy / Fot. Jarosław Kubalski – Radio Kielce
SAMOCHODY DŁUŻSZE OD WYSOKOŚCI KIELECKICH „DRAPACZY CHMUR”
Najpierw zatrzymujemy się przy pojeździe przewożącym jedną z sekcji wieży wiatrowych. Długość pojazdu z załadunkiem to 56 metrów, co oznacza że jest o dwa metry dłuższy od wysokości charakterystycznego biurowca, który mieści się przy ulicy Targowej w Kielcach. Sam pojazd waży około 50 ton. Dla porównania średnia waga zwykłego samochodu ciężarowego to 15 ton.
– To samochód ze specjalistyczną naczepą hydrauliczną, modułową, przeznaczoną do przewozu sekcji. Jest tu zamontowany specjalny adapter, który umożliwia jej przewiezienie. Ważne jest to, że ten element nie może jechać w ramie, ponieważ mógłby zostać porysowany. W związku z tym zaczepiony jest tylko na początku i końcu. Dzięki specjalnemu mechanizmowi możliwe jest obniżanie tego ładunku, gdy na przykład dojeżdżamy do wiaduktów lub zbliżamy się do linii wysokiego napięcia – wyjaśnia Mirosław Cielma.
Jak zaznacza, elementy przewożone w takich transportach muszą dojechać do celu bez żadnej rysy.
– Muszą wyglądać tak jak wyjechały z fabryki – podkreśla zdecydowanie.
Co ciekawe, do ściągnięcia transportu nie potrzeba żadnych dźwigów.
Specjalistyczne pojazdy wiozące skrzydło mają około 60 metrów długości, czyli o pięć metrów więcej niż wysokość wieżowca Plaza Tower w Kielcach / Fot. Jarosław Kubalski – Radio Kielce
Przed odprawą podchodzimy do samochodu wiozącego skrzydło. Ten specjalistyczny pojazd jest lżejszy od poprzedniego. Waży 40 ton, a załadunek 11,5 tony. Mierzy około 60 metrów, czyli o pięć metrów więcej niż wysokość wieżowca Plaza Tower w Kielcach.
Naczepa ma 23 metry, jednak dzięki nowoczesnym technologiom, kierowca może za pomocą przycisków wydłużyć ją do długości śmigieł. Taki proces trwa około dziesięciu minut. Ciągnik ma cztery osie, naczepa pięć.
W tym przypadku do ściągnięcia skrzydła potrzebny jest dodatkowy sprzęt, a więc dwa dźwigi. To jednak jeszcze nie czas na analizowanie tego, co będzie na końcu podróży. To dopiero początek trzeciego etapu.
Tak duży transport odbywa się w godzinach od godziny 22 do 6, aby nie powodować utrudnień w ruchu. Plan jest taki, aby wyjechać z Cedzyny punktualnie o godzinie 22. W związku z tym niecałą godzinę wcześniej piloci i kierowcy spotykają się na odprawie. To nie pierwsze takie przedsięwzięcie, które wspólnie realizują więc ustalenia idą bardzo sprawnie. Do gminy Bogoria wyjadą dwa konwoje. W pierwszym, w którym będę uczestniczyła, jadą skrzydła. Z przodu dwóch pilotów, a za każdym ze skrzydeł kolejny, odpowiedzialny za sterowanie naczepą. Przy większych manewrach, takich jak przemierzanie ronda, tylną częścią za pomocą specjalnego urządzenia steruje osoba siedząca w kolejnym pojeździe. To ona ustawia koła w lewo lub prawo, a później wyrównuje tor jazdy.
Rozpoczyna się sprawdzenie pojazdów. Włączane są wszystkie światła, a także sprawdzane są hamulce oraz elektryka. Tu nie ma miejsca na błąd. Wszystko musi być sprawne.
Samochody wiozące śmigła turbin wiatrowych / Fot. Jarosław Kubalski – Radio Kielce
OSTROŻNIE, POWOLI, KILOMETR ZA KILOMETREM
Skrzydła do gminy Bogoria jadą z Gdyni. Dopłynęły tam na statku 14 lutego. O tym przedsięwzięciu napisano na stronie internetowej portu. Okazuje się, że była to największa w historii Polski pojedyncza dostawa łopat śmigieł turbin wiatrowych. Jednostka Tian XI, mierząca 190 metrów długości, dostarczyła z Dalekiego Wschodu 114 takich elementów. Część z nich wyjechała do regionu świętokrzyskiego.
W pierwszym etapie, już na lądzie, pojazdy pokonały około 200 km, w drugim 400 km, a w trzecim mają do pokonania 70 km. W województwie świętokrzyskim transport prowadzony jest drogą ekspresową S7 od granicy z Mazowszem do Kielc, następnie odcinkiem miejskim drogi krajowej nr 73, ulicą Sandomierską, fragmentem drogi krajowej nr 74 między rondami w Cedzynie i Łagowie. Stamtąd, drogami wojewódzkimi, powiatowymi i gminnymi, transport dojeżdża do gminy Bogoria.
Przed konwojem wyjeżdża ekipa, której zadaniem jest usunięcie znaków drogowych, utrudniających poprawne wykonanie manewrów, na przykład przy rondach. Po tym jak konwoje przejadą muszą jak najszybciej ustawić je z powrotem.
Konwój transportujący potężne wiatraki tworzy sześć dużych pojazdów i sztab samochodów-pilotów odpowiedzialnych za sterowanie naczepami oraz zabezpieczenie trasy przejazdu / Fot. Jarosław Kubalski – Radio Kielce
Trzy minuty przed planowanym wyjazdem wsiadam do samochodu pilota Mirosława Cielmy, który jedzie jako pierwszy. To niewielki, biały, oznakowany bus. Na dachu ma zamontowane żółte światła. W środku miejsce dla kierowcy i pasażera, a z tyłu… mały apartament. Jest tam wszystko co niezbędne do tego, aby porządnie wypocząć. Gdy piloci wyjeżdżają w trasę wracają do rodzin po tygodniu lub dwóch. W tym czasie to samochód staje się ich domem na kółkach. Jest więc między innymi miejsce do spania, telewizor i lodówka.
Przemierzamy kilkaset metrów i już na odcinkowym pomiarze prędkości w Radlinie zatrzymujemy się na lewym pasie. Pilot wysiada i za pomocą latarki do kierowania ruchem daje sygnał do zatrzymania się autom jadącym w stronę Kielc. Pojazdy wiozące skrzydła muszą wyjechać z terenu przy rondzie w Cedzynie i wyrównać tor jazdy. Do tego potrzebne są im dwa wolne pasy.
Chwilę później widzę w lusterku pierwszego pilota, a za nim olbrzymi transport. Gdy mija nas ostatni pilot, pan Mirosław puszcza ruch, wsiada do samochodu i rusza w stronę Łagowa. Po chwili wyprzedzamy konwój i wracamy na początek. Wyprzedzamy go o kilkaset metrów. Od tego czasu trwa nieustanna wymiana zdań przez CB Radio między kierowcami wiozącymi skrzydła, a pilotami.
TIROWCY W PORZĄDKU, GORZEJ Z IMPREZOWICZAMI
Urządzenie jest niezbędne w kontakcie z innymi kierowcami. Gdy z naprzeciwka nadjeżdża TIR, pan Mirosław przekazuje kierowcy komunikat: „Mobil ostrożnie. Bliżej prawej. Uważaj przy mijaniu. Jadą gabaryty. 4 metry szeroko, 60 metrów długo. Trzy zestawy”. Chwilę później informację o nadjeżdżającym pojeździe przekazuje z kolei kolegom z konwoju: „Uwaga, jedzie tir. Ostrzeżony, zjeżdża”. Taki komunikat pada tej nocy jeszcze kilkanaście razy.
Do innego kierowcy samochodu ciężarowego, oprócz czystej informacji, przekazana jest jeszcze sugestia: „Przed tobą jest zatoczka. Możesz na nią wjechać. Wielkie dzięki”. A do kolejnego: „Mobil, na tym prostym odcinku zjedź do prawej. Nie jedź dalej na łuki. Jadą gabaryty”. Widać, że kierowca reaguje i hamuje. W CB Radiu słychać odpowiedź: „OK, nie ma problemu”.
Inaczej wygląda to w przypadku jadących z naprzeciwka samochodów osobowych. Gdy droga jest wąska, pilot mruga światłami i wystawia przez okno czerwoną latarkę. Pan Mirosław hamuje i kierowcy osobówek zatrzymują się na jego wysokości. Wtedy tłumaczy: „Jadą gabaryty. Jak możesz zjedź na chwilę na bok i poczekaj aż przejadą”.
Jak się okazuje, nie każdy stosuje się do poleceń.
– Niektórzy od razu rzucają się do bitki. Kłócą się. Zdarzają się przypadki, że ktoś z samochodu czymś w nas rzuci. Tak najczęściej jest, gdy ludzie wracają z jakiś imprez – opowiada w trakcie podróży Mirosław Cielma.
Skrzydła do gminy Bogoria dotarły z Gdyni. Była to największa w historii Polski pojedyncza dostawa łopat turbin wiatrowych / Fot. Jarosław Kubalski – Radio Kielce
Wciąż jedziemy kilkaset metrów przed konwojem. Przez CB Radio trwa nieustanna wymiana informacji. Kierowcy i piloci ostrzegają się wzajemnie przed wszystkimi barierkami, wyspami oraz wyjeżdżającymi z podporządkowanych dróg pojazdami.
Po około pół godziny dojeżdżamy do ronda w Łagowie. Pan Mirosław wysiada i wstrzymuje ruch. W tym miejscu pojazdy będą jechać w prawo i dlatego potrzebują dużo miejsca. Skrzyżowanie jest już przygotowane. Po prawej stronie usunięto znaki i wyłożono płyty, które ułatwią przejazd gabarytów. Chociaż zapowiada się, że będzie to skomplikowany manewr, kierowcy i piloci, którzy kierują tylnymi osiami, radzą sobie z tym znakomicie. Dochodzi jednak do niespodziewanego zdarzenia. Jeden z kierowców, który jedzie od strony Sandomierza, lekceważy polecenia i zaczyna przeciskać się między innymi pojazdami, a następnie gabarytami. Na szczęście tym razem kończy się na strachu.
Po kilku minutach wszyscy ustawiają się na prostej drodze. Wtedy przesiadam się do środkowego ciągnika, który wiezie skrzydło. Aby wejść do kabiny, trzeba pokonać kilka stromych schodów. Dosiadam się do pana Marcina, doświadczonego kierowcy z 15-letnim stażem pracy. Od sześciu lat prowadzi gabaryty.
Ruszamy. Siedząc z przodu nie czuć, że ciągnie się kilkudziesięciotonowy ładunek. Pojazd nie ma żadnych problemów nawet z podjazdem pod strome wzniesienia. W olbrzymim, bocznym lusterku ledwo dostrzegam koniec elementu.
Droga przebiega bez zakłóceń. Ruch jest niewielki, dzięki czemu nie trzeba niespodziewanie hamować lub omijać przeszkody. Gdy dojeżdżamy do ronda w Rakowie kierowca zmienia kanał w CB Radiu.
– Przy manewrach przechodzimy z pilotem na swój kanał, tak aby nikt nie zakłócał naszej komunikacji – wyjaśnia.
Jeden z elementów wieży wiatrowej / Fot. Jarosław Kubalski – Radio Kielce
Pilotem jest Marcin z firmy Luktrans. Kierowca włącza pompę i oddaje sterowanie tylnych kół pilotowi. Rozpoczyna się manewr, tym razem w lewo. Pilot z tylnego pojazdu nadzoruje. Padają proste komunikaty. „Śmiało na razie wszystko bezpiecznie… Tyły bezpieczne… Pomału bo musimy wjechać na płyty… Druga ośka już na płytach, jedziemy… Kita bezpieczna… Schodzimy na asfalt… Weź linie między koła, prostujemy”. Po dwóch minutach manewr zostaje bezpiecznie zakończony.
Droga przebiega bez komplikacji. Jest to możliwe dzięki doskonałej organizacji i dokładnego zaplanowania trasy. Przewoźnik zadbał o to pół roku wcześniej.
Dla przykładu tuż przed Staszowem, gdzie usunięto jedną część ronda, ułożono płyty, które umożliwiają jazdę na wprost, bez żadnych niepotrzebnych manewrów. Z kolei już na terenie gminy Bogoria, gdy na niewielkiej drodze pojazdy muszą skręcić w prawo, pod transport został zwiększony zakręt, poprzez przygotowanie trasy na polu. – Inaczej by się to nie udało – tłumaczy kierowca.
O wpół do pierwszej w nocy dojeżdżamy w okolice miejscowości Wysoki Średnie. To tam na placu pojazdy kończą trasę. Teraz kierowcy mogą odpocząć do rana, do rozładunku. Żegnam się i wraz z fotografem wsiadamy do auta. Po drodze mijamy konwój z segmentami słupa. Dojeżdża godzinę po nas.
Następnego dnia dostaję informację, że pojazdy wyruszyły po ostatni transport.
Naczepa ma 23 metry, ale dzięki nowoczesnym technologiom kierowca ciągnika może ją za pomocą przycisków wydłużyć / Fot. Jarosław Kubalski – Radio Kielce
WIDEO: Jarosław Kubalski – Radio Kielce