Wraz ze spadkiem temperatur rośnie liczba pacjentów, którzy trafiają do świętokrzyskich szpitali z objawami hipotermii. Każdej zimy w regionie z powodu wychłodzenia organizmu umiera wiele osób. Problem głównie dotyczy osób bezdomnych, którzy nie zawsze chcą pomocy.
Pustostany, altanki i piwnice. To właśnie w takich miejscach przebywają bezdomni, którzy są najbardziej narażeni na wychłodzenie. Tylko w styczniu strażnicy miejscy interweniowali 140 razy. Znaleziono 40 osób, ale tylko 11 skorzystało z pomocy.
– Niektóre osoby mieszkające w altankach śmietnikowych albo w parku odmawiają przyjęcia pomocy, bo do tej pory radziły sobie same – przyznaje starszy inspektor Bogusław Kmieć z kieleckiej straży miejskiej.
– Pacjentów w głębokiej hipotermii jest bardzo ciężko ratować. Są to osoby, które trafiają nieprzytomne do szpitala. W związku z tym lekarze nic nie wiedzą na ich temat – powiedziała Anna Mazur-Kałuża, rzecznik prasowy Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego.
Kluczowe jest podniesienie temperatury ciała. W pierwszej kolejności do ogrzewania stosowane są ciepłe płyny i koce. Gdy to nie skutkuje, pacjent zostaje podłączony do aparatury.
– W ekstremalnych warunkach trzeba podłączyć urządzenie ECMO, które zastępuje prace serca i umożliwia podgrzanie krwi – tłumaczy dr n. med. Zbigniew Starzyk, kardiochirurg ze szpitala na Czarnowie.
W ostatnich latach kardiochirurdzy z Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego uratowali m.in. mężczyznę, który trafił do kliniki z temperaturą zaledwie 23 stopni. Ale nie zawsze pacjenta z hipotermią udaje się przywrócić do zdrowia.
– W organizmie zachodzą nieodwracalne zmiany, które często doprowadzają do zgonu – dodaje doktor Zbigniew Starzyk.
Dlatego trzeba reagować. Zgłoszenie pod numer 997 czy 112 może uratować komuś życie.
Lekarze przypominają również, aby gwałtownie nie poruszać nieprzytomną osobą. Może to doprowadzić do szybkiego przemieszczenia się schłodzonej krwi w kierunku serca. To znacznie zmniejsza szanse na uratowanie życia.