Kilku śmiałków postanowiło spędzić niedzielne popołudnie w nietypowy sposób. Ubrani jedynie w krótkie spodenki, buty i czapki weszli na najwyższy szczyt Gór Świętokrzyskich, czyli na Łysicę.
W wyprawie wziął udział m.in. pan Janusz z Morawickiego Stowarzyszenia Morsów „Byle do zimy”.
– Jesteśmy odpowiednio przygotowani. W moim przepastnym plecaku mam oczywiście swoje ubranie, a także koce termiczne, chemiczne ogrzewacze, termos z 11 litrami gorącej herbaty, jak również ciepłe posiłki. Tydzień temu przecierałem już ten szlak, by go poznać i by wiedzieć na co się trzeba nastawić. To naprawdę przyjemna i delikatna odmiana morsowania, które jest bardziej wymagające. Woda wychładza 25 razy szybciej niż powietrze, także wyprawę traktujemy jak spacer – dodał pan Janusz.
Przed wyprawą na szczyt góry jej uczestnicy przeszli rozgrzewkę, by potem w dość szybkim tempie zdobyć Łysicę. W niekompletnym ubraniu dokonała tego m.in. Aneta Zelis, która tradycyjne morsowanie w wodzie uprawia od 8 lat. Jak mówi, po drodze nie odczuwała zimna.
– Działała adrenalina, bo w ten sposób na Łysicę wchodziłam po raz pierwszy. Adrenalina działała też u pozostałych uczestników wspinaczki, bo w zaledwie 34 minuty weszliśmy na szczyt – dodała Aneta Zelis.
Kolejny „Nalot Morsów na Łysicę” zaplanowano 7 lutego.