Od kilku lat na Morenie przebywa bezdomny 70-letni mężczyzna. Mieszkańcy osiedla znają go z widzenia. Niektórzy przynoszą mu jedzenie. Inni chwilę porozmawiają, przyniosą coś ciepłego do ubrania. Nie rozwiązuje to problemu, ponieważ mężczyzna niewiele o sobie mówi i zawsze wraca na osiedle.
Zmieniają się pory roku. On zawsze wędruje uliczkami objuczony kilkunastoma torbami z całym swoim dobytkiem. Nie jest nigdy pod wpływem alkoholu. Nie jest też agresywny, ale zdecydowanie odmawia rozmowy i pomocy. Chce żyć tak jak zdecydował. Na ulicy.
Wczoraj spał między stojakami na rowery u zbiegu ulic Rakoczego i Żylewicza. Policja i Straż Miejska znają jego sytuację i niewiele mogą pomóc. Nawet wtedy, gdy widzą człowieka śpiącego pod niebieską plandeką ogrodową przysypaną śniegiem. Mężczyzna odmawia pomocy i nie chce zgodzić się na pobyt w noclegowni ani w schronisku dla bezdomnych.
MÓWI TAK CO ROKU
Najprawdopodobniej jest chory. Powiedział mi, że zamierza wyjechać do Włocławka. Gdańsk już go zmęczył. Chce opuścić to miasto. Mówi tak co roku od lat. Mówił to także dokładnie miesiąc temu, gdy rozmawiałam z nim przed świętami Bożego Narodzenia i przed rokiem w tym samym miejscu. Nie wiem, co robił w święta. Gdzie i z kim łamał się opłatkiem. Teraz, już w Nowym Roku, ponownie wrócił na ulicę pod rowerową wiatę.
TO NIE ROZWIĄŻE PROBLEMU
Wśród osób, które chcą mu pomóc, znalazł się także były radca prawny pan Ireneusz (chce zostać anonimowy) z sąsiedniego bloku przy Marusarzówny. Kupuje mu bułki i ciepłe posiłki. Sam jest ciężko chory i także kilka lat temu był bezdomnym. Teraz może tylko współczuć komuś, kto nie chce przyjąć pomocy. Pan Ireneusz nie zadaje pytań. – Głodnego nakarmić, nie oceniać- mówi idąc do sklepu po bułki dla mężczyzny. Niestety i on i ja wiemy ,że to są półśrodki. Nie pytam skąd jest, nie pytam co zamierza, nie pytam jak ma na imię. Daję mu parę złotych. I tak już od kilku lat- opowiada pan Ireneusz.
WYZIĘBIENIE, ŚMIERĆ
Niestety los tego człowieka jest przerażający. Spanie w śniegu i na mrozie wcześniej czy później musi skończyć się ciężkim przeziębieniem i śmiercią. Wiemy o tym. Wiedzą o tym streetworkerzy pracujący z bezdomnymi na ulicy.
Ten przypadek też jest znany służbom i wolontariuszom. O sytuacji tego mężczyzny powiadomiony jest też MOPR i Schronisko świętego Brata Alberta w Gdańsku – usłyszałam na komisariacie policji na Kartuskiej. Patrole straży miejskiej także są bezsilne.
WOLNOŚĆ WYBORU?
Dopóki ten człowiek nie jest ubezwłasnowolniony ma prawo żyć w taki właśnie sposób. Ma ze sobą kilka wózków ,na których ciągnie walizki i torby z odzieżą. Ma też śpiwory, koce, kołdry. Prowizoryczną plandekę, pod którą się kładzie i śpi. Najczęściej na wygrzebanych w zsypach kartonach lub starych materacach. Wszyscy czujemy, że ten człowiek potrzebuje pomocy. Dlaczego zatem nie wiemy jak mu pomóc?
KTO PIERWSZY WYCIĄGNIE RĘKĘ?
Pandemia niemocy, bezsilności czy okrucieństwa? Wirus nieludzkich przepisów? Strach przed kopniakiem lub przekleństwem? Własne życie i obojętność? Co się z nami stało? Jak dotrzeć do starszego pana? Jak go przekonać, że zasługuje na inne godne życie? I kto pierwszy odważy się spróbować? Pomóc tak, by pomoc nie została odrzucona?
Czy to możliwe? Wiem, że to konieczne. Inaczej ten człowiek nie przeżyje tej zimy. On potrzebuje naszej pomocy.