W województwie świętokrzyskim jest ich zaledwie trzech. Mowa o bartnikach, którzy zajmują się hodowlą pszczół leśnych, w specjalnie w tym celu wydrążonych dziuplach drzew, czyli barciach.
Jedną z takich osób jest Łukasz Czubak, podleśniczy leśnictwa Marzysz, należącego do Nadleśnictwa Daleszyce. Podkreśla, że pszczoły wyprowadziły się nie tylko z miast i pól, ale opuściły również swoje najbardziej naturalne środowisko, czyli lasy.
– Staram się stworzyć dla populacji pszczoły miodnej dogodne warunki bytowania w lasach. Jak wiadomo, pszczoła od dawna była w środowisku leśnym, zamieszkiwała stare dziuple. Chciałbym pokazać, jak dawniej bartnicy zajmowali się tymi owadami, aby ten zawód nie zaginął – podkreśla.
Bartnicy nie nastawiają się na korzyści z hodowli owadów. Nie są również konkurencją dla pszczelarzy. Pszczół dziko żyjących jest bowiem bardzo mało, a pochodzą one głównie z pasiek. Dzięki odpowiedniej opiece bartników jest szansa, że rodziny pszczele z lasów będą się roić i zasiedlać specjalne barcie.
– To nic innego jak sztuczne dziuple w drzewach, wykonane przez człowieka oraz tzw. kłody bartne, czyli kawałki drewna o różnej wysokości wieszane na drzewach. W tym drewnie montuje się specjalne wabiki, które wabią owady. Często zdarza się również tak, że same pszczoły przylatują do tych miejsc i je zasiedlają – zaznacza Łukasz Czubak.
Od kilku lat podejmowane były starania o uznanie bartnictwa za kontynuację starej tradycji i dziedzictwo kulturowe. Odniosły one skutek i w zeszłym roku w Paryżu, międzyrządowy komitet UNESCO podjął decyzję o wpisaniu bartnictwa na Listę Reprezentatywną Niematerialnego Dziedzictwa Kulturowego Ludzkości.
Dzięki projektowi „Pszczoły wracają do lasu”, bartnicy kupili sprzęt edukacyjny, narzędzia bartne i mogli pokazać młodzieży, na czym polegało bartnictwo, a także stworzyć ścieżkę edukacyjną związaną z pszczołami.