Co trafiało na stoły w dawnym klasztorze? Na to pytanie odpowiadają autorzy w najnowszej książce wydawnictwa Diecezjalnego w Sandomierzu pt. „Osobliwości kuchni klasztornej i seminaryjnej”. Publikacja wpisuje się w jubileusz 200-lecia Wyższego Seminarium Duchownego.
Tam, gdzie teraz mieści się sandomierskie seminarium, wcześniej swoją siedzibę miały siostry benedyktynki. Książka ukazuje życie obu tych społeczności dosłownie „od kuchni”. Autorzy: Anna Szylar i ks. Piotr Tylec piszą o potrawach, gotowaniu i jedzeniu w dawnych czasach, wpisując to w kontekst ówczesnych realiów. Czytelnik dowiaduje się m.in. jakie wykorzystywano przepisy, co było dozwolone, a co zakazane. Na przykład u benedyktynek jeszcze w połowie XVIII wieku kupowano niewiele cukru. Wtedy też pojawiają się pierwsze wzmianki o kawie.
„Jedną z okazji do picia kawy była pierwsza rocznica wyboru ksieni, powoli upowszechniał się zwyczaj picia tego napoju, aż w końcu tradycją stało się częstowanie zakonnic kawą z cukrem przy okazji różnych uroczystości, nie tylko imienin ksieni, czy kapelana, ale też obłóczyn zamożniejszych nowicjuszek” – czytamy w książce.
Do dziś zachował się jeden rękopis zawierający kilkadziesiąt przepisów kulinarnych sandomierskich benedyktynek. Dzięki publikacji poznamy m.in. przepis na pączki, kaszę tatarczaną, jajecznicę na mleku i na winie, pierniczki migdałowe i likier pomarańczowy. Kuchnię klasztorną zakonnice prowadziły same.
Natomiast w Wyższym Seminarium Duchownym do 1908 roku przygotowaniem posiłków zajmowały się osoby świeckie, czyli mieszkańcy Sandomierza.
– Był kucharz, który miał swoich pomocników, tzw. kuchtów, czyli chłopców, którzy zajmowali się prostymi czynnościami. Zatrudniano również kredensarza, który odpowiadał za zastawę stołową i podawanie do stołu. Był też szafarz sprowadzający produkty. Oni też mieli swoich pomocników – opowiada ks. Piotr Tylec.
W seminarium posiłki były ściśle określone harmonogramem. Biskup Adam Prosper Burzyński w statucie z 1826 roku dokładnie określił charakter obiadów. Zazwyczaj miał się on składać z trzech dań, w niektóre dni ta liczba wzrastała do czterech i tak np. przewidziany był rosół z makaronem lub fasolą, względnie ziemniakami, sztuka mięsa oraz jarzyny, a w niedzielę pieczeń wołowa lub inna. Natomiast w piątki i soboty alumni mieli spożywać trzy dania spośród wymienionych: było to piwo ze śmietaną tzw. polewka piwna, barszcz, kluski z sosem, kleik, grochówka, ryba, pierogi, kasze, kartofle lub łazanki.
– Do 1908 roku w Wyższym Seminarium Duchownym nie podawano śniadań. Powodem była bieda. Klerycy utrzymywali się z fundacji rządowych, które były zbyt niskie, żeby można było opłacić trzy posiłki. Najskromniejsze były posiłki w Adwencie i Wielkim Poście – dodał ks. Piotr Tylec.
Produkty kupowano na targach i u kupców żydowskich, a później w sklepach. Niektóre produkty, jak np. bakalie, przyprawy, kawę i herbatę sprowadzano, dopóki w Sandomierzu nie pojawił się sklep kolonialny. Okoliczni gospodarze dostarczali ziemniaki i inne warzywa oraz owoce.
Pomysłodawcą książki jest biskup sandomierski Krzysztof Nitkiewicz, który powiedział, że jubileusz Wyższego Seminarium Duchownego to świetna okazja do przypomnienia sandomierskich benedyktynek, których życie wpisało się w historię miasta.
– Myślę, że sandomierzanie podpatrywali benedyktynki i przejmowali część ich zwyczajów kulinarnych i innych, ponieważ dziewczynki pochodzące z rodzin szlacheckich oraz bogatych mieszczan uczęszczały do szkoły prowadzonej przez zakonnice. Z kolei część publikacji dotycząca Wyższego Seminarium Duchownego daje nam możliwość uczestniczenia w życiu seminarium. Pozwala niejako wejść do refektarza wraz z klerykami – powiedział hierarcha.
W książce są też opisy dotyczące wyposażenia zaplecza kuchennego oraz współczesne i archiwalne fotografie.
Seminarium przeprowadziło się do obecnej siedziby w 1904 roku, kiedy władze carskie wygnały benedyktynki z Sandomierza.