Przebieg choroby COVID-19 jest zwykle poważniejszy u osób starszych oraz z chorobami współistniejącymi, takimi jak choroby sercowo-naczyniowe oraz cukrzyca. Nie zawsze jednak wspomina się o tym, że sama otyłość jest poważnym czynnikiem ryzyka ciężkiego rozwoju tego schorzenia – groźniejszym nawet, niż wiek.
– Otyłość w czasie pandemii nie jest błahym problemem. Osoby z otyłością w przypadku zakażenia koronawirusem SARS-CoV-2 to chorzy najwyższego ryzyka ciężkiego przebiegu oraz zgonu z powodu choroby COVID-19 – ostrzega prof. Magdalena Olszanecka-Glinianowicz, prezes Polskiego Towarzystwa Badań nad Otyłością.
Specjalista, która jest kierownikiem Katedry Patofizjologii i Zakładu Promocji Zdrowia i Leczenia Otyłości Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach, mówiła o tym podczas webinarium dla dziennikarzy.
– Jako choroby współistniejące – tłumaczyła – wymienia się takie schorzenia, jak nadciśnienie tętnicze krwi i cukrzycę typu 2, czyli choroby będące najczęstszym powikłaniem otyłości. Natomiast nie wymienia się otyłości jako choroby współistniejącej. Nie mówi się o zespole hipowentylacji otyłych, a to jest duże ryzyko ciężkiego zapalenia płuc. U tych osób zmniejszona jest objętość klatki piersiowej i gorsze oddychanie – podkreślała.
Zespół hipowentylacji otyłości sprawia, że oddech nie jest wystarczająco szybki oraz głęboki, skutkiem tego jest niski poziom tlenu i wysoka zawartość dwutlenku węgla we krwi. Często również towarzyszy mu obturacyjny bezdech senny, która dodatkowo obciąża układ krążenia.
– Chorzy na otyłość wykazują gorszą odporność. Już od wielu lat obserwowano u osób z otyłością gorszy przebieg chorób zakaźnych. Opublikowane w 2019 r. dziesięcioletnie obserwacje wykazały, że w przypadku świńskiej grypy otyli mogą być źródłem większej transmisji tego zakażenia, a w ich organizmie wirus rozmnażał szybciej – wyjaśniała prezes Polskiego Towarzystwa Badań nad Otyłością.
U osób z otyłością dochodzi do przerostu lewej komory serca i niewydolność krążenia. A serce i płuca to układ połączony. Jeśli ktoś ma niewydolność serca i dojdzie u niego do zapalenia płuc, to szanse przeżycia zdecydowanie wtedy maleją. Na ciężki przebieg COVID-19 bardziej narażone są też osoby po operacjach bariatrycznych (polegających na zmniejszeniu objętości żołądka).
W sierpniu 2020 r. opublikowano przegląd badań, z których wynika, że chorzy z otyłością mają aż o 368 proc. większe ryzyko zgonu z powodu COVID-19, niż pacjenci z prawidłową masą ciała. „To przerażające liczby, ale takie są obserwacje z różnych krajów świata. Dotyczy to nie tylko dorosłych, ale i dzieci. Badania przeprowadzone w Nowym Jorku wykazały, że dzieci i nastolatki z otyłością mają cięższy przebieg COVID-19” – skomentowała prof. Magdalena Olszanecka-Glinianowicz.
W tym samym badaniu wykazano również, że w przypadku COVID-19 wiek jest mniejszym czynnikiem ryzyka zgonu, niż otyłość. Nawet jedynie nadwaga zwiększa ryzyko cięższego przebiegu zapalenia płuc o 86 proc.
– Niepokojące jest, że nie ma wciąż systemu leczenia chorych na otyłość, opieka medyczna skupia się głównie na leczeniu objawowym skutków otyłości. Pandemia wykazała jednak, że takie podejście nie jest właściwe. Bo choć leczymy choroby przewlekłe będące powikłaniem otyłości, to jednak osoby otyłe umierają częściej i mają gorszy przebieg choroby COVID-19. Pokazały to badania w Chinach, Włoszech i USA – alarmowała prezes Polskiego Towarzystwa Badań nad Otyłością.
Dodatkowym problemem jest to, że osoby z otyłością doświadczają nierówności w zdrowiu, gdy zachorują na inne choroby. Brakuje dla nich odpowiedniego sprzętu diagnostycznego i terapeutycznego, nie zawsze w szpitalu jest nawet odpowiednie dla nich łóżko.
– Zdarza się też negatywne nastawienie personelu medycznego wobec chorych na otyłość. Wynika to ze stereotypowego myślenia, że otyły jest sam winny swojej chorobie, że gdyby był bardziej aktywny fizycznie to nie byłby chory. A jest to błędna myślenie – podkreślała prof. Magdalena Olszanecka-Glinianowicz.
Ostrzega, że pandemia zwiększa ryzyko otyłości, bo z jej powodu wiele osób zmniejszyło aktywność fizyczną, a jednocześnie spożywa więcej pokarmów. Powodem jest silny stres związany z ryzykiem zakażenia, jak i koniecznością adaptacji do nowych warunków funkcjonowania. A także stykanie się z chorobą osób bliskich, zwłaszcza starszych oraz lęk przed stworzeniem zagrożenia dla innych.
– U wielu osób rośnie agresja wynikająca z niepewności i braku poczucia bezpieczeństwa. Nie wiemy wciąż ile jeszcze będzie fal pandemii i jak bardzo zmieni się świat. Dotyka nas lęk przed utratą pracy i pogorszeniem się sytuacji ekonomicznej. Jednocześnie brakuje bodźców pozytywnych. To wszystko powoduje, że żyjemy w przewlekłym stresie, co z kolei może pobudzać apetyt i zwiększać ryzyko nałogów – zwracała uwagę specjalistka.
Wynika to z tego, że dla poprawienia nastroju chętniej sięgamy po używki i jedzenie, bardziej pociąga nas hazard i seks.
– Jedzenie zwiększa wyrzut dopamina w układzie nagrody w mózgu o około 50 proc., a jest ono łatwo dostępne i na ogół nie budzi negatywnych skojarzeń – ostrzega prof. Magdalena Olszanecka-Glinianowicz.