Instruktor ratownictwa wodnego z Elbląga uratował młodego mężczyznę przed ciężkim kalectwem. Marcin Trudnowski z Grupy Wodnej, podczas patrolu na rzece Elbląg, zauważył w wodzie dwóch mężczyzn. Okazało się, że jeden z nich próbował wyciągnąć na brzeg sparaliżowanego kolegę po skoku „na główkę” z przęsła mostu do rzeki, gdzie było 15 centymetrów wody.
– Pytam ich: Czy potrzebują pomocy? Pytam człowieka, który już ma podnosić mężczyznę z wody. „Tak, coś mu się stało, nie może się ruszyć, skoczył na główkę…”, odpowiedział. Stój, podnoszę głos, nie podnoś go, czekaj. Wyskakuję z łodzi. Delikatnie, trzymając głowę, przesuwam go na możliwie najpłytszą wodę. Błyskawiczne badanie neurologiczne. Brak czucia w prawej ręce i nodze. Równocześnie 112. Znam dobrze to miejsce… Ulica Dojazdowa. Dokładnie pod „S7″. Paskudny dojazd – relacjonuje ratownik.
– Chłodna woda paradoksalnie działa na korzyść. Mniejszy obrzęk – tłumaczy Marcin Trudnowski, – Czy będzie chodził? Nie wiadomo, ale minęłyby sekundy, a urazy wtórne zamknęłyby tę szansę na 100 proc. Jest nadzieja. Już z ekipą R-ki zabezpieczamy odcinek szyjny i ostrożnie przenosimy Grzegorza do karetki. Zapytałem go, czym się zajmuje. Mówił, że rysuje i nie czuje ręki. Zapytałem go, jak mógł skoczyć, nie sprawdzając głębokości. Odpowiedział, że zmylił go most, wysoki beton i autostrada. Powiedział mi, że na początku myślał, że zaliczył „dechę” – opowiada ratownik.
Poszkodowany 33-latek zgodził się także, by pomagający mu instruktor zrobił mu zdjęcia.
– Powiedział bez zawahania: „Rób! Może to komuś uratuje życie” – dodaje Trudnowski.
Z nieoficjalnych informacji ze szpitala wiadomo, ze stan 33-latka jest dobry. Nie doszło do przerwania rdzenia, mężczyzna ma jedynie zmiażdżone kręgi i rokowania co do jego powrotu do pełnej sprawności są optymistyczne.