Dziś już mało kto to potrafi. Koszenie kosą zostało wyparte przez kosiarki. Sporadycznie można spotkać kogoś, kto robi to ręcznie. Kazimierz Olszak kosi kosą u siebie i znajomych na działkach, ponieważ potrzebuje trawy dla swoich królików. Poza tym jest zakochany w zapachu tak ściętej trawy. Mówi, że po użyciu kosiarki efekt jest zupełnie inny.
– Kosiarka stłucze trawę, a rotacyjna to i pomiesza tę trawę z ziemią i ona nie jest już czysta, nie nadaje się na siano. Jak zetnę kosą, porządnie wysuszę, to na Wigilię tak pachnie, jak kładę sianko pod obrus, że aż coś człowiekowi w duszy gra, nie mówiąc już o tym, jak wspaniale jest przespać się na kopce siana. To się w głowie nie mieści – stwierdził Kazimierz Olszak.
Zanim kosiarz przystąpi do swojej pracy, musi najpierw porządnie wyklepać kosę młotkiem, a następnie naostrzyć. Najlepiej jeżeli metal będzie tak cienki, że zmieści się pod paznokciem.
– To wszystko jest bardzo ważne, ponieważ wtedy koszenie jest długie, a jak jest inaczej, to po dwóch metrach pracy trzeba znowu ostrzyć. Do ostrzenia najlepsza jest osełka drobnoziarnista – dodaje nasz rozmówca.
Kazimierz Olszak zaznacza, że kosa musi być porządnie zamocowana. Ważne są również odpowiednie odległości pomiędzy poszczególnymi elementami kosy. Z kolei długość kosy musi być dostosowana do wzrostu kosiarza.