Medycyna w czasie pandemii. Mieszkanka Sierakowa zarzuca lekarce, że przez telefon źle zdiagnozowała jej córkę.
Lekarka odpowiada, że w dobie pandemii wszystko odbyło się zgodnie z normami. Matka dziecka złożyła na lekarkę skargę.
Pani Paulina kilka tygodni temu wraz z córeczką zgłosiła się do sierakowskiej przychodni. Z powodu koronawirusa, konsultacje lekarskie odbywają się telefonicznie.
– Nie chciała pić ani jeść, dostała gorączkę. Zadzwoniłam do ośrodka zdrowia, dostałam teleporadę, że dziecko ma anginę. Zapisała mi antybiotyk. Po trzech dniach córka dostała wysypki, to pani doktor dała nam skierowanie do dermatologa. U dermatologa: to jest akurat reakcja na antybiotyk. Zeszło jej to. Cały czas nam płakała po nocach. Po pięciu dniach zaczęła kuleć na nóżkę. No i pani doktor powiedziała: prawdopodobnie ma zapalenie stawu biodrowego – na cito do ortopedy.
U dziewczynki zdiagnozowano zapalenie obu stawów biodrowych. Przed córką pani Pauliny kilkutygodniowe leczenie. Kobieta twierdzi, że gdyby pani doktor przyjęła je tradycyjnie, chorobę udałoby się wcześniej zdiagnozować. Napisała na lekarkę skargę do przychodni.
Pani doktor nie zgodziła się na nagranie. Powiedziała nam jednak, że mama dziewczynki w skardze podaje nieprawdę, jakoby konsultacja odbyła się dwa tygodnie temu – według dokumentów teleporada miała miejsce pięć tygodni temu. Dodatkowo, pismo nie zostało uzupełnione o dane dziecka, więc lekarzom ciężko jest się do niej odnieść – mogą się jedynie „domyślać, o kogo chodzi”.
Według lekarki, mama dziewczynki miała wiedzę, że w razie konieczności może skontaktować się z nią, ale tego nie zrobiła. Pani doktor wskazuje, że mogło dojść do zaniedbania.
Mama dziecka uważa, że pani doktor prywatnie przyjmuje pacjentów w tradycyjny sposób. Lekarka mówi, że teleporady w przychodniach to zalecenie NFZ oraz Ministerstwa Zdrowia. Pani doktor czeka na to, aż mama dziewczynki zgłosi się do przychodni oficjalnie – wtedy lekarze będą mogli odnieść się do ewentualnej skargi.