61-latek podejrzany o zabójstwo pacjenta w szpitalu na gdańskiej Zaspie, usłyszał dwa zarzuty, za które grozi mu dożywocie. Jak twierdzą osoby, które przebywały z nim na Szpitalnym Oddziale Ratunkowym, wcześniej był agresywny i groził innym pacjentom.
Reporter Radia Gdańsk rozmawiał z córką świadka zachowania mężczyzny. Jej relacja jest szokująca. – Z naszych wstępnych ustaleń wynika, że było to zdarzenie, którego nie dało się przewidzieć – twierdzi z kolei dyrektor medyczny szpitala Rafał Cudnik.
Mężczyzna leżał na SOR-ze dwa dni, a potem został przeniesiony na oddział wewnętrzny. Tam miał zabić 94-latka.
– Pacjent wstał z łóżka, odłączył się od aparatury, sam wyjął sobie kroplówkę. Zaczął chodzić po oddziale, grozić. W międzyczasie również otworzył okno i próbował wyskoczyć. Trafił rzekomo z innymi objawami, ale jego zachowanie wskazywało na zaburzenia psychiczne – relacjonuje wydarzenia z SOR-u córka świadka zdarzeń.
Później nasza rozmówczyni musiała opuścić oddział. Podkreśla, że pracownicy próbowali zatuszować zdarzenie.
– Po tej sytuacji ludzie z zewnątrz zostali wyproszeni z SOR-u, a personel uspokajał tego mężczyznę. Trwało to ponad godzinę. Potem pracownicy szpitala prosili, a wręcz zakazali nam mówienia o tym incydencie – wspomina, potwierdzając, że inne osoby przebywające na SOR-ze bały się tego pacjenta, obawiały się, że sytuacja może się powtórzyć.
Jej zdaniem, gdyby po zajściu na Szpitalnym Oddziale Ratunkowym personel stanowczo zareagował, tragedii można było uniknąć. Dodaje, że pacjenci – wbrew zapewnieniom i medialnym informacjom – nie zostali objęci opieką psychologiczną.
– To nieprawda, bo ani na oddziale wewnętrznym, ani na SOR nie było żadnego psychologa – podkreśla.
STANOWISKO SZPITALA
Dyrekcja szpitala na gdańskiej Zaspie potwierdza fakty, do których dotarł reporter Radia Gdańsk. Pacjent, który miał zabić 94-latka, w czwartek rano próbował uciec z SOR-u przez okno. Sprawę potraktowano jednak incydentalnie, bo zdaniem szpitala nie miała ona wpływu na bezpieczeństwo pacjentów i personelu.
– Po tym zdarzeniu 61-latkiem natychmiast zajął się lekarz. Wezwany lekarz dyżurny, który ocenił stan psychiczny chorego, zlecił podanie leków. Później pacjent przysnął. Po przebudzeniu ponowna ocena nie wykazała żadnych zaburzeń psychiatrycznych. Pacjent jeszcze w ciągu dnia spacerował po korytarzu, korzystał ze sklepiku. Nie było żadnych podstaw, by stosować inne środki lub skierować go do szpitala psychiatrycznego – relacjonuje dyrektor medyczny szpitala Rafał Cudnik.
Pytany przez reportera Radia Gdańsk, czy biorąc pod uwagę te okoliczności, można było uniknąć późniejszego zabójstwa, dyrektor odpowiada: – Z naszych wstępnych ustaleń wynika, że było to zdarzenie, którego nie dało się przewidzieć.
GROZI MU DOŻYWOCIE
61-latek w czwartek wieczorem trafił na oddział wewnętrzny. Był w sali z 94-latkiem. Jak twierdzi prokuratura, zaledwie po 5 godzinach zaatakował mężczyznę stojakiem do kroplówki. Zadał mu kilka cisów w głowę. Starszy mężczyzna zmarł. 61-latek uciekając zaatakował pielęgniarkę. Policja złapała go na przystanku w pobliżu szpitala.
W sobotę w Prokuraturze Okręgowej w Gdańsku mężczyzna usłyszał dwa zarzuty – dokonania zabójstwa z zamiarem bezpośrednim oraz spowodowania obrażeń ciała u pielęgniarki. Nie przyznał się do winy i stwierdził, że zdarzenia nie pamięta. 61-latkowi grozi dożywocie.