Do potrącenia rysia doszło na drodze krajowej nr 17, kilka kilometrów od przejścia granicznego w Hrebennem. Pracownicy Nadleśnictwa Tomaszów, którzy przybyli na miejsce, znaleźli martwe zwierzę. Jak się okazało, była to samica. Chwilę później odkryli, że w lesie został mały, około siedmiomiesięczny ryś, który szukał swojej mamy.
O szczegółach mówi podleśniczy Leśnictwa Siedliska, Sławomir Burcon: – Wypadek zdarzył się około 150 metrów od nas. Rysica chciała wraz z młodym przekroczyć drogę nr 17. Niestety na swej drodze napotkała auto. Śmierć nastąpiła na miejscu.
– Rysica nie dawała oznak życia. Tylko małe się odzywało w lesie. Słychać było, jak nawoływało matkę. Dziwne, że ryś próbował przekroczyć drogę w takim miejscu, bo tu albo jest duży ruch, albo kolejka ciężarówek do granicy. Może stało się tak, dlatego że niedaleko jest pole rzepaku, a tam jest dużo saren i jeleni – uważa Wojciech Rybak, myśliwy z Koła Łowieckiego Nr 15 „Niwa”, mieszkaniem Hrebennego.
– Mały ryś przeraźliwie wołał matkę, której zapach czuł, ale jej nie widział, bo bał się ruchu drogowego. Dużo TIR-ów jechało w stronę granicy. Przestraszył się i cofnął się do lasu. Na 99 proc. uratowało to mu życie. Gdyby został na asfalcie przy zwłokach matki, na pewno podzielił był jej los – stwierdza Sławomir Burcon.
– Ryś został odłowiony i przewieziony do ośrodka „Mysikrólik” w Bielsku-Białej. Znajduje się pod pełną opieką weterynaryjną, żeby przetrwał tam zimę, odkarmił się i był na tyle silny fizycznie, żeby sam mógł polować na naszym terenie. Miejmy nadzieję, że powróci na Roztocze, do tego lasu, gdzie się urodził – dodaje Sławomir Burcon.
– W nowym miejscu dzikie zwierzę jest wystraszone. Musi przyzwyczaić się do nowych warunków i otoczenia. Ryś trafił do nas w dobrej kondycji, ponieważ był pod opieką matki, która musiała o niego dobrze dbać. Jest zdrowym, dobrze odżywionym kociakiem, waży 10 kg. Niestety nie poradziłby sobie samodzielnie – opowiada Sławomir Łyczko z Ośrodka Rehabilitacji „Mysikrólik” Na Pomoc Dzikim Zwierzętom w Bielsku-Białej.
– Od 20 lat rysi na tym terenie jest dosyć dużo. A nie tak dawno mówiono, że ryś prawie wyginął. Jeśli się pokazał, każdy chciał zobaczyć nawet trop. Ale rysie to dla nas w tej chwili już codzienność. Widać to zwłaszcza, gdy spadnie śnieg i można dostrzec ich tropy – mówi leśniczy Leśnictwa Siedliska, Bogusław Łyszczarz
– Ryś jest taki jak każdy kot. Chodzi własnymi ścieżkami. Jest trochę takim „duchem lasu”. Ciężko go bezpośrednio spotkać. Nie boi się człowieka, ale zaszywa się w takich miejscach, iż ciężko go zobaczyć – wyjaśnia Sławomir Burconch
– Zabicie każdego rysia to ogromna strata nie tylko dla lokalnej populacji, ale i dla przyrody w ogóle, bowiem rysi w Polsce mamy mniej niż 300 osobników ogółem. A jeśli w rejonie roztoczańskim mamy 25-30 osobników, to śmierć każdego z nich jest ogromną stratą. Będziemy więc chcieli przywrócić tego młodego rysia do jego środowiska naturalnego, żeby zasilił tę populację – stwierdza dr hab. Robert Mysłajek, wiceprezes Stowarzyszenia dla Natury „Wilk” i wykładowca Uniwersytetu Warszawskiego.
To drugi ryś, który stał się tymczasowym podopiecznym ośrodka w Bielsku-Białej. Poprzedni, rysiczka Marysia – również osierocona przez mamę – od ponad roku żyje na wolności w Beskidach.