Jyuzel Lapteva przejechała ponad 1500 kilometrów, żeby po ponad 70 latach móc złożyć kwiaty na grobie swojego dziadka. Halimzyan Nigametzyanov był Tatarem, mieszkał w okręgu Sabinskim. W czasie drugiej wojny światowej został wcielony do Armii Czerwonej i razem z nią szedł na zachód. Doszedł na Opolszczyznę. Wiosną 1945 roku zginął w okolicach Raciborza.
– Szukaliśmy go przez międzynarodowy Czerwony Krzyż – mówi Jyuzel Lapteva. – Informacje, że jest pochowany w tym mieście, znalazłam półtora roku temu. Moja matka, jego córka, nadal żyje. Ma 82 lata. Sama już nie może przyjechać na grób ojca. Więc jak go szukałam i znalazłam, mogę teraz opowiedzieć to mojej mamie.
– Szukaliśmy go przez międzynarodowy Czerwony Krzyż – mówi Jyuzel Lapteva. – Informacje, że jest pochowany w tym mieście, znalazłam półtora roku temu. Moja matka, jego córka, nadal żyje. Ma 82 lata. Sama już nie może przyjechać na grób ojca. Więc jak go szukałam i znalazłam, mogę teraz opowiedzieć to mojej mamie.
W podróży do Kędzierzyna-Koźla pani Leptovej towarzyszyła koleżanka. Obie spędziły godzinę na cmentarzu żołnierzy radzieckich, na którym w grobie numer 102 jest pochowany dziadek Halimzyan. Zostawiły kwiaty, zrobiły zdjęcie. Dzisiaj wracają na Ukrainę, gdzie chcą opowiedzieć rodzinie, że miejsce, w którym spoczął ich dziadek, do dzisiaj jest pielęgnowane przez Polaków.