Przy leśniczówce na Połągwi w gminie Brody upamiętniono potyczkę majora Henryka Dobrzańskiego z odziałem niemieckim. W piątek w miejscu walki stanął kamień z tablicą pamiątkową. Inskrypcja na niej podpisana jest przez leśników i gminę Brody.
Potyczka w okolicy leśniczówki na Połągwi rozegrała się 6 października 1939 roku, kiedy Henryk Dobrzański przedzierał się z kilkudziesięcioosobowym oddziałem z okolic Warszawy do Gór Świętokrzyskich.
Grzegorz Bernaciak, regionalista, przypominając tamto wydarzenie zaznacza, że kilka dni wcześniej rozegrała się bitwa pod Iłżą i Niemcy spodziewali się w okolicy małych oddziałów polskich.
– Z przekazów ustnych jest podejrzenie, że donos do komendy niemieckiej w Starachowicach złożyła polskojęzyczna właścicielka tartaku, z pochodzenia Niemka. Dobrzański nie chciał wdawać się w otwartą bitwę, Niemcy, nie znając sił polskich, również nie rozpoczynali walki. Strzelanina rozpoczęła się przez przypadek, kiedy polski żołnierz przypadkowo strzelił podczas patrolu do nieprzyjaciela. Wymiana ognia trwała do zmroku. Oddział Dobrzańskiego nie poniósł żadnych strat, natomiast po stronie niemieckiej byli i zabici i ranni. Pod osłoną nocy hitlerowcy się wycofali, a major Henryk Dobrzański z podkomendnymi ruszył w stronę Krynek, gdzie przypadł następny nocleg – mówi.
Inicjatorami dzisiejszej uroczystości były Lasy Państwowe wraz z gminą Brody. Piotr Kacprzak, zastępca dyrektora Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Radomiu, podkreślał, że właśnie leśnicy udzielili największego wsparcia oddziałom wojska polskiego podczas II wojny światowej.
– Przez siedem miesięcy tworzenia ruchu oporu przez Dobrzańskiego, to właśnie osady leśne udzielały mu wsparcia i schronienia. Okręg Bojowy Kielce powstawał w gajówce Zychy. W lesie też Dobrzański, już jako „Hubal”, zakończył życie, bo zginął niedostatecznie osłonięty w młodniku leśnym – zaznaczył.
Nadleśniczy Nadleśnictwa Ostrowiec, które administracyjnie obejmuje leśniczówkę Połągiew, Adam Podsiadło podkreślał, że leśnicy są strażnikami pamięci. Fakt pobytu Dobrzańskiego na tym terenie został odkryty przypadkowo przez środowisko hubalczyków. Wiele wspomnień przekazał emerytowany leśniczy Adam Czaja, syn ówczesnego leśniczego Kazimierza Czai. Kiedy na początku października 1939 roku do leśniczówki na Klepaczach (macierzystej wobec Połągwi jednostki) zapukał oddział wojska polskiego, na miejscu była tylko żona leśniczego, Florentyna z trójką dzieci. Kazimierz Czaja jeszcze nie wrócił do domu po zwerbowaniu do wojska w sierpniu 1939 roku. Stamtąd oddział ruszył na Połągiew, gdzie zatrzymał się na jedną noc i tu doszło do potyczki. Obecnie leśniczym w Połągwi i strażnikiem jest wnuk Kazimierza Czai, Krzysztof Gębura. W jego rodzinie pamięć o pobycie majora Dobrzańskiego była przekazywana w wielu opowieściach.