W Sandomierzu odbyły się dzisiaj uroczystości upamiętniające niemiecki nalot na stację kolejową. Przy okolicznościowej tablicy delegacje samorządowców i szkół złożyły wieńce. W wyniku tego zdarzenia zginęło 27 osób, w tym 12 kolejarzy.
Wiceburmistrz Sandomierza Paweł Niedźwiedź mówił o tragedii wojny, która zmieniła rzeczywistość na kilka lat, stała się koszmarem dla rodzin. Polska straciła prawie 30 procent swoich obywateli, wymordowane zostały elity. Podkreślił, że trzeba zrobić wszystko, aby nigdy nie powtórzyła się taka tragedia.
Miejski radny Piotr Chojnacki przypomniał, że Sandomierz był wówczas ważnym węzłem kolejowym.
– Takie miejsca służyły przeładunkowi wojska, były ważne strategicznie, dlatego na początku wojny sandomierski węzeł kolejowy został zaatakowany. Część osób zginęła uciekając do parku po drugiej stronie ulicy – powiedział radny.
Helena Zych, sandomierzanka w czasie nalotu z 3 września 1939 roku miała 2 lata. Tamte wydarzenia zna przede wszystkim z opowieści swojej matki, która mówiła, że kiedy spadła pierwsza bomba był ogromny lej i ludzie przychodzili to oglądać. Samolot nawrócił i zaczęło się straszne bombardowanie. Wszyscy uciekali, część ludzi zginęła. Matka Heleny Zych ocalała czołgając się w rowie i wlokąc ją ze sobą. Dziecko było mocno poparzone.
W uroczystościach wzięli udział m.in. uczniowie Szkoły Podstawowej nr 3 znajdującej się w prawobrzeżnej części Sandomierza. Członkowie pocztu sztandarowego Marcin i Julka mówili nam, że to ważne, aby pamiętać o ludziach, którzy zginęli w czasie wojny. To jest nasza historia, te osoby tutaj mieszkały i pracowały, nasza obecność na takich wydarzeniach to dobry gest, oddanie hołdu zamordowanym, zawsze powinno tak być – mówili uczniowie.
Uroczystości rozpoczęły się od modlitwy za poległych, którą przy tablicy pamiątkowej poprowadził ksiądz Marek Flis, proboszcz parafii w Nadbrzeziu.