Działania byłej wiceminister obrony Beaty Oczkowicz z PSL doprowadziły do przekazania niemieckiej firmie danych osobowych polskich żołnierzy, również tych służących na misjach zagranicznych. Sprawę ujawniono w 2015 roku, kiedy związana z regionem świętokrzyskim działaczka PSL sprawowała funkcję podsekretarza stanu w MON.
Przypomniał o niej dziś program „Alarm” w TVP1.
W lipcu 2015 r. wszystkie jednostki wojskowe otrzymały list z pieczęcią MON, w którym Oczkowicz zachęcała żołnierzy do zostania potencjalnymi dawcami szpiku i rejestrowania się w niemieckiej firmie DKMS. Miała to być reakcja na zamieszczony dwa miesiące wcześniej apel żony żołnierza chorującego na białaczkę. Kobieta walcząca o życie męża prosiła o kontakt z podległą polskiemu Ministerstwu Zdrowia instytucją Poltransplant. Ówczesna wiceminister obrony, w liście do dowódców jednostek wojskowych podawała tymczasem do kontaktu dane osoby z niemieckiej fundacji DKMS.
W sumie, w całym kraju odbyły się 23 akcje rejestracji dawców szpiku.
Ówczesna wiceminister obrony Beata Oczkowicz przyznała w rozmowie z dziennik.pl, że nawet nie sprawdziła w przepisach, czy żołnierze Wojska Polskiego mogą przekazywać swoje dane personalne i genetyczne niemieckiej firmie.
Pytana o to, dlaczego resort obrony wybrał niemiecką firmę, a nie polską instytucję podległą Ministerstwu Zdrowia, Oczkowicz przyznała, że nie wiedziała o istnieniu Poltransplantu. Wiceminister nie potrafiła też powiedzieć, co dzieje się z danymi żołnierzy, którzy zarejestrowali się w DKMS.
Do bazy niemieckiej firmy, zawiadywanej przez niemiecką instytucję rządową trafiły wówczas dane osobowe i genetyczne żołnierzy, policjantów, celników, pograniczników i funkcjonariuszy Biura Ochrony Rządu.