Na inaugurację nowego sezonu piłkarze Korony Kielce wygrali na wyjeździe 1:0 (0:0) z Rakowem Częstochowa.
W Bełchatowie, a nie w Częstochowie rozegrali swój pierwszy po 21 latach mecz w ekstraklasie piłkarze Rakowa. Beniaminek musi w tej rundzie korzystać z gościnności oddalonego o ok. 80 km miasta, ponieważ ich obiekt nie spełnia wymagań licencyjnych. Mimo to drużyna trenera Marka Papszuna mogła liczyć na spore wsparcie swoich kibiców.
W zespole „gospodarzy” oglądali oni w większości piłkarzy, którzy wywalczyli awans. Opiekun częstochowian w wyjściowej jedenastce wystawił bowiem tylko dwóch pozyskanych latem graczy: Ukraińca Rusłana Babenko i Dawida Szymonowicza. Więcej – czterech zawodników – zadebiutowało od pierwszej minuty w kieleckiej ekipie: Daniel Dziwniel, Czarnogórzec Uros Duranovic, Słowak Erik Pacinda i Czech Michal Papadopulos.
Przed przerwą to właśnie goście byli bliżej zdobycia gola. Za każdym razem na przeszkodzie stawał jednak bramkarz częstochowian Michał Gliwa. 31-letni golkiper już w 4. minucie obronił groźne uderzenie z bliska Duranovica. 120 sekund później wygrał pojedynek sam na sam z ofensywnym pomocnikiem Korony. Później zatrzymał zaś dwa uderzenia Pacindy oraz nie dał się przelobować Duranovicowi.
Gospodarze w pierwszej połowie w ofensywie prezentowali się znacznie gorzej. Ich groźne akcje wynikały jedynie z błędów młodzieżowca w bramce kieleckiego klubu Pawła Sokoła, a jedyny ciekawie zapowiadający się kontratak zepsuł Sebastian Musiolik.
Zaraz po przerwie Gliwa stracił jednak zimną głowę. W polu karnym skoczył bowiem na plecy Pacindy i sędzia podyktował rzut karny. W 49. minucie pewnie wykorzystał go kapitan kielczan Adnan Kovacevic, choć bramkarz Rakowa wyczuł intencje strzelca.
Nawet po stracie gola Raków nie rzucił się do ataków. Ciekawiej zrobiło się dopiero w końcowym kwadransie gry. Najpierw Gliwa uratował swój zespół przed utrata drugiej bramki, zatrzymując strzał Duranovica w 77. minucie. Następnie wreszcie w bramkę rywali trafili częstochowianie, lecz dobrą interwencją po uderzeniu Francuza Bryana Nouviera popisał się Sokół. Blisko wyrównania był też Miłosz Szczepański. Na nic więcej nie było jednak stać piłkarzy beniaminka i trzy punkty w 1. kolejce nowych rozgrywek ekstraklasy zasłużenie zdobyła drużyna Gino Lettieriego.
Raków Częstochowa – Korona Kielce 0:1 (0:0)
Bramka: Adnan Kovacevic (49-karny).
Żółta kartka – Raków Częstochowa: Dawid Szymonowicz. Korona Kielce: Adnan Kovacevic.
Sędzia: Piotr Lasyk (Bytom). Widzów 3 025.
Raków Częstochowa: Michał Gliwa – Dawid Szymonowicz, Tomas Petrasek, Arkadiusz Kasperkiewicz – Piotr Malinowski, Rusłan Babenko (72. Andrija Lukovic), Igor Sapała (86. Szymon Lewicki), Patryk Kun – Maciej Domański (46. Bryan Nouvier), Sebastian Musiolik, Miłosz Szczepański.
Korona Kielce: Paweł Sokół – Michael Gardawski (74. Łukasz Kosakiewicz), Adnan Kovacevic, Ivan Marquez, Daniel Dziwniel – Marcin Cebula (83. Matej Pucko), Jakub Żubrowski, Ognjen Gnjatic, Erik Pacinda (70. Rodrigo Zalazar) – Uros Duranovic, Michal Papadopulos.
PO MECZU POWIEDZIELI:
Gino Lettieri, trener Korony: – Jeszcze odczuwam emocje i muszę się uspokoić. Wydaje mi się, że pokazaliśmy dobrą grę. Taktycznie wyglądaliśmy naprawdę dobrze. Można było zobaczyć, że nasz rywal nie miał większego pola manewru. Ale powtórzę to, co powiedziałem kilka dni temu, że potrzebujemy jeszcze czasu, żeby pokazać to, na co tak naprawdę stać. Taki mecz jak dziś, powinniśmy bowiem wygrać wyżej, bo były ku temu okazje. Widać jednak, że przed nami sporo pracy, żeby osiągać takie rezultaty. Muszę jednak pochwalić zespół. To był chyba najgorętszy dzień od dwóch tygodni, a moi gracze biegali i grali na najwyższym poziomie zaangażowania, jaki mogę od nich wymagać. Zasłużyli na brawa. To nie było proste, bo graliśmy z drużyną, która awansowała do ekstraklasy, jest ambitna i chciała się pokazać. Kiedy nasz zespół raz, czy drugi pozwolił sobie na chwilę nieuwagi, Raków mógł się odgryźć.
Marek Papszun, trener Rakowa: – Nie tak wyobrażaliśmy sobie ten pierwszy mecz, przede wszystkim od strony piłkarskiej. Nic nie umniejszając Koronie, nie zagraliśmy z tym rywalem na swoim poziomie. W żadnej fazie gry nie pokazaliśmy tego, co potrafimy robić. Ogarnął nas duży paraliż, potrafiliśmy z niego tylko momentami się dźwignąć i zagrozić przeciwnikowi. Większa część meczu nie była niestety w naszym stylu. Pocieszające jest to – mam nadzieję – że już tak słabego meczu nie zagramy. Mam nadzieję, że to nie jest wstrząs mózgu, tylko lekkie zaćmienie od tego słońca i szybko z tego wyjdziemy. Wiem na co stać mój zespół, a dziś nie był on sobą. Rywale wiedzieli po co, tutaj przyjechali. Nie rozpatrywałbym naszej porażki w kontekście gry na stadionie w Bełchatowie. Nie ma co mówić o płycie boiska, tym, czy tamtym, tylko zbliżyć się do swoich możliwości. Tego od zespołu oczekuję. Możemy przegrać, być słabsi, ale na pewno stać na walkę. To jest pierwsza kolejka, a po niej nikt jeszcze nie spadł, ani nie zdobył mistrzostwa Polski.
Daniel Dziwniel, obrońca Korony: – Założyliśmy sobie, że musimy dobrze wejść w mecz. To jest początek sezonu, nie wiemy co na nas czeka, co przeciwnik ma przygotowane. Budowaliśmy też grę, mieliśmy przechwyty i utrzymywaliśmy się przy piłce. Myślę, że całkiem dobrze to wyglądało.
Paweł Sokół, bramkarz Korony: – Stres przed pierwszym gwizdkiem był. Mecz na wyjeździe, dużo kibiców gospodarzy. W drugiej połowie weszli na stadion nasi sympatycy i grało się zdecydowanie lepiej. Na początku byłem lekko „zamotany”, ale z minuty na minutę czułem się coraz pewniej.
Marcin Cebula, pomocnik Korony: – Zagraliśmy fajne spotkanie. Zdominowaliśmy przeciwnika. Cało drużyna pracowała i jak tak dalej będzie wyglądało, to myślę, że będzie dobrze. Mogliśmy ten mecz skończyć w pierwszej połowie, ale niestety się nie udało. Nie wykorzystaliśmy stworzonych sytuacji. Dorze, że w drugiej zdobyliśmy bramkę i wynik dowieźliśmy do końca.
Mirosław Malinowski, prezes Świętokrzyskiego Związku Piłki Nożnej: – Jak na tak wysoką temperaturę i warunki pogodowe, było to żywe i ciekawe spotkanie. Korona wykazała się trochę większą mądrością w grze. Szkoda, że z tak wielu stworzonych sytuacji nie udało się strzelić jeszcze kilku goli. Końcówka meczu byłaby wówczas spokojniejsza. Dobry początek sezonu, zespół zagrał równo.