Pracownicy Huty „Ludwików” w Kielcach byli zachęcani do udziału w pogromie ludności żydowskiej w 1946 roku – tak wynika z listu, który trafił do Radia Kielce.
Jego autorem jest syn jednego z ówczesnych pracowników zakładu, Ryszard Karwat. Jego ojciec razem z innymi robotnikami był 4 lipca 1946 roku przed budynkiem przy ul. Planty 7, gdzie rozegrała się tragedia. Stał na chodniku i obserwował wydarzenie. W swoim liście nasz Słuchacz wskazuje, że ojciec kilkukrotnie opowiadał w domu o mężczyznach podburzających robotników.
– Wcześniej były zebrania przed bramą w hucie „Ludwików”. Ojciec i sąsiedzi nie wiedzieli, kim byli ci, co agitowali przeciwko Żydom. Zapamiętałem, jak ojciec wracając z pracy mówił: „znów przyszli ci dwaj, elegancko ubrani, w ciemnych okularach i przemawiali przeciwko Żydom” – relacjonuje rodzinne wspomnienia Ryszard Karwat.
Ryszard Karwat pamięta przeraźliwe wycie syreny w czasie, kiedy robotnicy szli na Planty.
– Wtedy zapytałem mamę, co się dzieje. Odpowiedziała: robotnicy idą bić Żydów, bo już wiedziała – tata jej wszystko mówił po zebraniach w hucie. To miało być bicie, żeby uciekli, a nie taka rzeź… Oni mieli jakieś drewniane narzędzia, a tu słychać było strzały. Tego nikt się nie spodziewał. Robotnicy zdębieli – opowiada pan Ryszard.
Co ciekawe, nasz Słuchacz przypuszcza, że wiele lat później, w sanatorium prawdopodobnie spotkał jednego z mężczyzn zaangażowanych w organizowanie zebrań w hucie Ludwików. Starszy człowiek przedstawił się jako pułkownik, pochodzący z Kielc.
– Doszliśmy do tematu pogromu. Powiedział coś, co mnie zaskoczyło: „Myśmy we dwóch byli, mieliśmy takie legitymacje, że mogliśmy wszędzie wejść, wszystko zrobić” – wspomina pan Ryszard.
Dr Ryszard Śmietanka-Kruszelnicki z kieleckiej delegatury Instytutu Pamięci Narodowej przyznaje, że w kwestii tragicznych wydarzeń z 4 lipca 1946 roku wciąż jest wiele spraw do wyjaśnienia. Żałuje, że list kielczanina powstał dopiero teraz, jednak w jego opinii nadal zawiera on pewne cenne informacje, szczególnie dotyczące mężczyzn agitujących na terenie huty.
– Wiedzieliśmy, że w hucie były osoby, które nawoływały do udania się przed budynek przy ul. Planty 7 w wiadomym celu. Nie było jednak tak precyzyjnych informacji o osobach, na jakie wskazuje autor listu. Ponieważ jest to historia spisana z opowieści ojca po wielu latach, należy podchodzić do relacji ostrożnie, nie lekceważąc jej tłumaczy historyk. W jego ocenie, gdyby dokument powstał wcześniej, mógłby inaczej ukierunkować śledztwo w sprawie pogromu – zaznacza.
Dr Ryszard Śmietanka-Kruszelnicki pracuje nad monografią poświęconą pogromowi. Publikacja będzie rzucała nowe światło na wydarzenia, które rozegrały się w Kielcach. Historyk dodaje, że obecnie kluczowe jest zbadanie udziału w pogromie grup wojskowych.
– Trzeba zwrócić większą uwagę szczególnie na działania podejmowane przez grupy wojskowe i oficerów tych grup, które znalazły się przy ul. Planty 7. Nie ma dla mnie wątpliwości, że odegrały one ważną rolę w zdynamizowaniu zajść, które miały wtedy miejsce, także przy ataku na sam budynek. Były to grupy związane z żandarmerią 2. Dywizji Piechoty oraz z komendy miasta Kielce – mówi historyk.
Dr Ryszard Śmietanka-Kruszelnicki dodaje, że należy ustalić personalia osób, które mogły mieć wpływ na rozwój wydarzeń na Plantach oraz wyjaśnić, kto i dlaczego nie dopuścił do miejsca wydarzeń prokuratora Jana Wrzeszcza, który był na miejscu i mógł wydać dyspozycje chroniące Żydów. Analizie trzeba poddać także funkcjonowanie huty „Ludwików”, zwłaszcza w 1946 roku.
– Okazuje się, czego wcześniej nie wiedziano, że huta „Ludwików” znajdowała się „pod opieką” 2. Dywizji Piechoty, czyli wojska, które częściowo stacjonowało w Kielcach. Pozostaje pytanie, co oznaczała ta opieka. Poza tym, przy hucie był obóz pracy jeńców niemieckich, co oznacza, że musiała tam być dodatkowa ochrona, a wraz z nią, dodatkowe dokumenty. Mogą one być źródłem wiedzy o pogromie – mówi historyk.
Do pogromu ludności żydowskiej w Kielcach doszło 4 lipca 1946 roku. Według różnych źródeł w zajściach zginęło od 37 do 42 osób.