Zakłady przetwórcze i inne firmy, które skupowały interwencyjnie jabłka od polskich sadowników dostały należne pieniądze od firmy Eskimos. – To oznacza, że sadownicy, którzy skorzystali z rządowego wsparcia, otrzymają fundusze, na które czekają – informuje poseł Marek Kwitek z PiS, członek Sejmowej Komisji Rolnictwa.
Jego zdaniem, warto było czekać na te pieniądze, ponieważ spółka Eskimos zaproponowała cenę dwu- a nawet trzykrotnie wyższą od oferowanej po ubiegłorocznym sezonie przez zakłady przetwórcze. Było to od 8 do 11 groszy za kilogram jabłek przemysłowych.
Poseł Marek Kwitek zwraca uwagę, że wszyscy, którzy krytykowali interwencyjny skup jabłek i firmę Eskimos powinni się teraz dobrze zastanowić.
– Po raz pierwszy, rząd nie czekał z założonymi rękami jak PO i PSL, ale upomniał się o sadowników- podkreślił Marek Kwitek.
Mirosław Drab, właściciel skupu w Głazowie w gminie Obrazów potwierdził, że należne od Eskimosa pieniądze wpłynęły na jego konto. Jego sytuacja jest jednak nadal trudna. Twierdzi, że z powodu opóźnienia wypłaty pieniędzy musiał wziąć kredyt i poniósł stratę w wysokości 42 tysięcy złotych. Przedsiębiorca zapowiedział, że będzie się ubiegać w Eskimosie o rekompensatę.
W ramach skupu interwencyjnego, w powiecie sandomierskim kupiono około 60 tysięcy ton jabłek przemysłowych. W ubiegłym roku był wyjątkowy urodzaj jabłek. Na Sandomierszczyźnie zebrano ich około miliona ton, podczas gdy średnio zbiory oscylują na poziomie niecałych 600 tysięcy ton.