Drugi dzień Świąt Wielkanocnych, czyli lany poniedziałek, to tradycja związana z oblewaniem innych wodą. W Kielcach w tym roku niewiele osób zdecydowało się kultywować ten zwyczaj. Jeżeli już, to w zaciszu własnego domu.
Na kieleckich osiedlach trudno był znaleźć nawet dzieci z sikawką. Antka i jego tatę Marcina spotkaliśmy na Ślichowicach, koło kościoła. Chłopiec w ręku trzymał, jak to nazwał „spluwkę do lania” i nie wahał się jej użyć. Pierwsza próba zakończyła się fiaskiem.
– Próbowałem pod blokiem polać kogoś, ale nie udało się, bo byli za daleko. Teraz czekam na dziewczyny, albo chłopaków w moim wieku – wyjaśnił.
Antkowi towarzyszył między tata, z wiadrem pełnym amunicji, czyli czystej wody. Pan Marcin wspominał, że za czasów jego dzieciństwa i młodości, lany poniedziałek wyglądał zupełnie inaczej.
– Na pewno było więcej ludzi zaangażowanych w całą sprawę. Była fajna zabawa, wyglądało to zupełnie inaczej. Szkoda, że teraz tego nie ma. Jest dzisiaj trochę dzieci na placu, ale nikt nie ma żadnej sikawki – zauważył.
Gdyby jednak ktoś chciał zaszaleć to przed nadmiernym śmigusowo-dyngusowym szaleństwem przestrzega młodszy aspirant Artur Majchrzak z biura prasowego świętokrzyskiej policji.
– Pamiętajmy, aby nie przesadzić, i aby przy kultywowaniu tradycji, ten radosny dzień nie skończył się dla kogoś nieszczęściem lub kłopotami. Przestrzegamy, żeby nie polewać wodą przejeżdżających samochodów, gdyż może to spowodować zagrożenie bezpieczeństwa w ruchu drogowym. Jeśli zabawy związane ze Śmigusem Dyngusem będą miały znamiona czynu chuligańskiego, funkcjonariusze będą odpowiednio reagować – ostrzega Artur Majchrzak.
Śmigus-Dyngus to zwyczaj, związany z praktykami Słowian, którzy czcili radość po odejściu zimy i przebudzeniu się wiosny.