Ciepłe, wiosenne dni to pora, kiedy wiele zwierząt rozpoczyna okres godowy. Tak jest między innymi w przypadku ropuch szarych, rzadkiego gatunku płazów. Na czas składania skrzeku przenoszą się z lasu, gdzie zimują, do rzek lub stawów. Podczas tych wędrówek wiele z nich ginie, bo przemieszczają się przez ruchliwe ulice. Na ratunek ropuchom szarym pospieszyli miłośnicy przyrody z gminy Mirzec.
We wsi Tychów Podlesie, na długości około 250 metrów już od kilku tygodni ustawione są płotki, które mają zatrzymać ropuchy przed ruchliwą trasą. Pomysłodawcą jest Starachowickie Towarzystwo Przyrodniczo-Leśne Kotyzka.
Jego prezes, Radosław Koniarz informuje, że akcja zrodziła się z obserwacji terenu. Miejsce, przy którym ustawione są pułapki na płazy, to rzadki przykład wyżynnego jodłowego boru mieszanego, objętego ochroną w ramach Obszaru Natura 2000. Jest w nim wilgotno, przepływa przez niego strumyk. To idealne miejsce do zimowania dla płazów.
Co roku na wiosnę przenoszą się w kierunku pól, gdzie są tereny podmokłe, aby tam składać skrzek. Od kilku lat przyrodnicy i młodzież ze Szkoły Podstawowej w Tychowie Starym zauważyli, że wiele ropuch jest rozjeżdżanych przez samochody.
Przy pomocy finansowej Nadleśnictwa Starachowice zostały więc postawione płotki, które zatrzymują większość ropuch. Kilka razy dziennie wolontariusze zbierają je i przenoszą do oddalonego około 150 metrów stawu.
Jednym z najbardziej zaangażowanych przyrodników jest siódmoklasista Mateusz Turek. Przychodzi tu kilka razy dziennie. Zbiera płazy do plastikowego wiadra i przenosi w bezpieczne miejsce. Dodatkowo wciąż poszerza swoją wiedzę na temat ropuch. Jeżeli jest z osobą dorosłą, wtedy „przeprowadzka” płazów odbywa się samochodem, jeżeli nie, przenosi je samodzielnie. Codziennie, zwłaszcza przy ciepłej i wilgotnej pogodzie Mateusz ratuje ok. 30-40 ropuch.
Akcja potrwa aż do zakończenia okresu godowego, jesienią płotki mają być postawione po drugiej stronie drogi, kiedy płazy będą wracać na zimowanie. Trzeba jednak ustalić miejsce postawienia pułapek, bo bezpośrednio po drugiej stronie drogi są zabudowania. Przyrodnicy deklarują jednak, że nie zostawią swoich podopiecznych bez wsparcia.