Nie jest łatwo podsumować 12 intensywnych miesięcy w polskiej polityce. Jedno jednak nie ulega wątpliwości, najważniejsze wydarzenia to: wybory samorządowe, otwierające dwuletni cykl głosowań i obchody stulecia odzyskania przez Polskę niepodległości. Od którego zacząć? Wybory są zdecydowanie częściej. Stulecie Niepodległości zdarza się raz w życiu.
Mam wrażenie, że Polacy wykorzystali okazję do świętowania właściwie. Instytucje rządowe, organizacje i obywatele, praktycznie przez cały rok organizowali najróżniejsze przedsięwzięcia, które miały przypominać o niesamowitym jubileuszu. Spotkania, wystawy, koncerty, patriotyczne uroczystości, inscenizacje, to wszystko sprawiło, że mogliśmy przypomnieć sobie, albo dopiero poznać bohaterów 1918 roku i tych, którzy później o Niepodległą dbali.
Pojawiają się głosy, że zabrakło jednego spektakularnego elementu, gigantycznego wydarzenia, które zapamiętalibyśmy na długo. Nie mogę się zgodzić z tą tezą. Współczesny świat obfituje w fenomenalne na pozór wydarzenia, o których zapominamy po kilkunastu godzinach, bo czekają już następne. Jasnym punktem tegorocznych obchodów był dla mnie Marsz Niepodległości w Warszawie, z udziałem członków rządu. Doceniam go szczególnie po tym, co dzieje się we Francji. Jego przebieg mógł uciszyć tych, którzy grzmią zwykle, że marsz 11 listopada to manifestacja faszystów. Smuci natomiast obrazek z Kielc, czyli bardzo niewiele flag wywieszonych w oknach przez mieszkańców osiedli mieszkaniowych. Przyznam, że spodziewałem się biało-czerwonego Uroczyska, tak jednak niestety nie było…
Emocji nie brakowało również w trakcie kampanii wyborczej i po ogłoszeniu wyników głosowania na włodarzy miast i radnych. Sejmik województwa przejęty przez Prawo i Sprawiedliwość. Takie rozstrzygnięcie zapowiadało się od dawna. Polityka prowadzona w regionie przez Polskie Stronnictwo Ludowe i mniejszościowego koalicjanta Platformę Obywatelską musiała doprowadzić do tego, że wyborcy okażą tym partiom nieufność. Kluczem było zapewne wydatkowanie unijnych pieniędzy. Niekoniecznie na to, co regionowi potrzebne. Symbolem stały się Domy Weselne, powstające jak grzyby po deszczu, a po określonym przepisami terminie, padające jak muchy. Okazuje się, że klęska wyborcza, największym zaskoczeniem była dla ustępującego marszałka Adama Jarubasa i jego ekipy. Władze województwa nie zarezerwowały bowiem w budżecie pieniędzy na odprawy dla członków zarządu.
Ciekaw jestem, czy porażki obawiał się opatowski starosta Bogusław Włodarczyk. Wyborcy, po wielu latach niepodzielnych rządów w powiecie pokazali mu czerwoną kartkę. Na tę decyzje suwerena, z pewnością miała wpływ sytuacja miejscowego szpitala. Oby nowy starosta Tomasz Staniek z energią zabrał się za rozwiązanie najbardziej palącego problemu powiatu. Tego samego należy życzyć staroście kieleckiemu. Mirosław Gębski z PiS powinien jak najszybciej spełnić przedwyborcze obietnice o oczyszczeniu powiatowych instytucji z osób o nadwyrężonej opinii.
W kampanii wyborczej, kandydaci na prezydenta Kielc, doceniając osiągnięcia 16 lat prezydentury Wojciecha Lubawskiego, niemal jednym głosem mówili w kampanii: „potrzebna jest zmiana”. Zmiana przyszła, prezydentem stolicy województwa został Bogdan Wenta, a do Rady Miasta nie dostał się żaden z kandydatów Porozumienia Samorządowego. To naprawdę wielki sukces byłego trenera i sportowca. Ale, czy po dwóch miesiącach sprawowania władzy przez nową ekipę, można mówić o prawdziwej zmianie? Kandydat Wenta zapowiadał oszczędności, wymianę nieudolnych jego zdaniem urzędników i przejrzystość swoich działań. Tymczasem, to co najbardziej zaskakuje w nowej prezydenturze, to stopień nieprzygotowania do przejęcia władzy w mieście.
Prezydent Bogdan Wenta przyznał w rozmowie z TVP3 Kielce, że kiedy popatrzy się na pracę ratusza od wewnątrz, to ocenia się wszystko zupełnie inaczej, czyli chyba lepiej. Pewnie dlatego, najpierw szybko odwołano pełnomocnika prezydenta do spraw rewitalizacji Artura Hajdorowicza, a potem, równie szybko wrócił na swoje stanowisko. Zapewne z tego samego powodu, wciąż nie wiemy z kim prezydent Wenta odbył, jak twierdzi, kilkaset spotkań, mimo, że kiedy był kandydatem, zapowiadał jako priorytetowe działanie, publikowanie szczegółowego kalendarza swoich spotkań. Zapowiadane oszczędności? Proszę bardzo, prezydent, oczywiście ustami pełnomocnik Danuty Papaj, bo sam rzadko zabiera głos, zapowiedział sprzedaż służbowych aut. Brawo! Od czegoś trzeba zacząć, ale… kilkadziesiąt tysięcy złotych w prawie półtoramiliardowym budżecie miasta, to pestka. Ograniczono też koszty działalności zarządu Targów Kielce, zwalniając jednego z wiceprezesów i szczegółowo informując o kosztach jego zatrudnienia. Opinia publiczna nie dowiedziała się jednak jakie są pozostałe koszty zarządu. Możemy się jedynie domyślać, że skoro wiceprezes kosztował podobno 400 tysięcy złotych rocznie, to koszty generowane przez prezesa były znacznie wyższe.
Ekipa Bogdana Wenty, wymieniła Rady Nadzorcze miejskich spółek. Nie ma w tym nic zaskakującego. Nowi członkowie zostali wskazani zgodnie z prawem, ale bez zapowiadanych konkursów, A przecież doskonale pamiętam, jak w trakcie kampanii wyborczej, kandydat Bogdan Wenta oburzał się, że jest dyskredytowany, kiedy kontrkandydaci usiłowali wyjaśnić mu jakie obowiązują procedury.
Z procedurami problem ma też przewodniczący Rady Miasta Kamil Suchański, który nie może uwierzyć, że nie jest nieomylny, a bardziej doświadczone koleżanki radne chcą mu pomóc, a nie ośmieszyć.
Wierzę jednak, że wszystko to są wyłącznie pomyłki debiutantów i liczę, że po krótkim wdrożeniu wszystkie szczeble samorządu będą funkcjonowały w sposób, z którego mieszkańcy regionu będą dumni.