W dawnej tradycji stół w wiejskiej chacie nabierał na święta Bożego Narodzenia wyjątkowego znaczenia. Na co dzień nie jadano przy nim posiłków, z reguły stał na nim krzyż, dekoracje i kwiaty. Na święta pięknie go ozdabiano, stawiano misy z jedzeniem.
Pod obrusem i pod stołem musiało być siano przypominające, w jakich warunkach narodził się Jezus Chrystus. Snop siana stawiano także w kącie izby. Miał on zapewnić urodzaj i dobre plony w przyszłym roku – powiedziała Kinga Kędziora-Palińska, etnograf w Muzeum Okręgowym w Sandomierzu.
Na wigilię zostawiano przy stole jedno puste miejsce. Było ono przeznaczone dla dusz zmarłych. Po wieczerzy nie sprzątano niczego ze stołu, gospodyni dokładała chleba. Uchylano nawet drzwi. Było to zaproszenie dla dusz osób nieżyjących, aby się posiliły i spokojnie opuściły chatę.
Po kolacji wigilijnej gospodarz brał ze stołu siano, trochę jedzenia oraz opłatek, którym wcześniej łamał się z rodziną. Z tym wszystkim szedł do zwierząt w gospodarstwie. Dzielił na tyle części, ile miał inwentarza i dawał zwierzętom. Miało im to zapewnić zdrowie i siłę na kolejny rok pracy w gospodarstwie.
W wigilijny wieczór dziewczęta wróżyły sobie z siana leżącego pod obrusem lub pod stołem. Wyciągano źdźbła. Jeżeli trafiło się ładne zielone, wróżyło to szybkie zamążpójście. Żółte oznaczało, że nie nastąpi to tak szybko, ale dziewczyna nie zostanie starą panną. Najgorzej było w przypadku, gdy zostało wyciągnięte siano szare i brzydkie, bo to wróżyło staropanieństwo.