Oddział wewnętrzny Szpitala Powiatowego w Sandomierzu może przerwać pracę 1 lipca. Dwóch lekarzy postanowiło odejść z lecznicy, kilka kolejnych osób deklaruje, że skorzysta z praw emerytalnych.
Oznacza to, że z 10-osobowej załogi na oddziale zostanie dwóch lekarzy i jeden rezydent. Problem rozpoczął się kilka miesięcy temu, gdy lekarze wypowiedzieli klauzulę opt-out, pozwalającą na pracę powyżej ustawowych 48 godzin tygodniowo.
– Medycy zaczęli wówczas dostawać nakazy pracy, w godzinach ustalonych przez dyrektora, często dowiadywali się o zmienionych godzinach pracy w ostatniej chwili, a powinni o tym wiedzieć co najmniej trzy miesiące wcześniej – twierdzi Beata Wiater, przewodnicząca Związku Zawodowego Lekarzy w sandomierskim szpitalu.
Dodaje, że dyrektor nie próbował wypracować wspólnie z lekarzami wyjścia z tej sytuacji, a przeciwnie – straszył ich prokuraturą, jeżeli odejdą od łóżek pacjentów.
Medycy z interny odchodzą do szpitali w sąsiednich miastach, gdzie wynegocjowali lepsze warunki pracy i płacy. Podstawowa pensja starszego asystenta, czyli lekarza z 30-letnim stażem pracy wynosi w Sandomierzu od 4 tysięcy złotych do 5,5 tysiąca złotych brutto. Dyrektor szpitala Janusz Sikorski zapewnia, że robi wszystko, aby zapewnić dalszą pracę oddziału wewnętrznego. Prowadzi rozmowy z lekarzami z zewnątrz, zachęcając ich, aby podjęli pracę w Sandomierzu. Argumentem mają być stawki – jak to określił – wypracowane przez wolny rynek. Od kilku miesięcy musi korzystać ze wsparcia lekarzy z Rzeszowa.
Środowisko lekarskie ma pretensje do dyrektora również o to, że zaproponował lepsze warunki płacy lekarzom, którzy podpiszą z nim porozumienie i zgodzą się na klauzulę opt-out. Mają oni otrzymać płacę zasadniczą w wysokości 6 tysięcy 750 złotych, a pozostali zostaną przy obecnej stawce. Państwowa Inspekcja Pracy, prowadząc kontrolę w szpitalu, zwróciła uwagę na to, że takie różnicowanie nie jest zgodne z przepisami.
Coraz mniejsza liczba lekarzy w sandomierskim szpitalu to nie tylko problem oddziału wewnętrznego. Z sześciu radiologów zostało tylko trzech, co wydłużyło kolejki do badań.