W Sandomierzu, Ostrowcu, czy też w Daleszycach trudno dzisiaj spotkać osoby podtrzymujące tradycję lanego poniedziałku. Przeszkodziła pogoda.
Na sandomierskich ulicach i placach, gdzie z reguły od rana było dużo dzieci oblewających się wodą, dzisiaj nie ma nikogo. Opady deszczu i śniegu, do tego dość silny wiatr skutecznie zatrzymał w domach mieszkańców Sandomierza. Pojedyncze osoby, które pojawiały się czasami na ulicach mówiły nam, że w taka pogodę trudno zmobilizować się nawet na krótki spacer, a co dopiero na polewanie się wodą na zimnym powietrzu. Nasi rozmówcy zapewniali, że tradycja lanego poniedziałku wciąż jednak ma swoich zwolenników i podtrzymywana jest w domach, bez względu na pogodę.
W drugi dzień świąt Sandomierz sprawia wrażenie opustoszałego miasta. Pojedyncze osoby można spotkać głównie na ulicy Słowackiego, gdzie działa całodobowa apteka oraz przy kościołach.
Podobnie jest w Ostrowcu Świętokrzyskim, gdzie przed południem na ulicach było niewiele osób. Pogoda nie zachęcała do wyjścia z domów. Padał śnieg z deszczem i było zimno. Taka aura nie sprzyjała też lanemu poniedziałkowi, choć zwyczaj jest wciąż żywy, zwłaszcza wśród młodych mieszkańców miasta.
Tradycja jednak nie jest zupełnie zapomniana. Lany poniedziałek można odczuć w kościołach. Podczas obrzędu pokuty wierni są kropieni wodą święconą, często dość obficie. Jest to znak przypominający chrzest święty, który oczyszcza z grzechów. W drugi dzień Świąt Wielkanocy obrzęd ten nawiązuje do tradycji ludowej śmigusa-dyngusa. Choć pogoda nie zachęca do spacerów, w Ostrowcu można dziś na przykład wybrać się na basen. Czynna jest pływalnia na Rawszczyźnie.
W Lany Poniedziałek w Daleszycach ludzie spokojnie mogli dojść do miejscowego kościoła pod wezwaniem św. Michała Archanioła. Nikt nie czekał na nich z wiadrami napełnionymi wodą.
– Dawniej było zupełnie inaczej – mówili naszemu reporterowi. – Teraz czasy się zmieniły. Kiedyś trzeba było kilka razy się przebierać, chłopcy jeździli samochodami z przyczepami, na których mieli wiadra z wodą, nie przepuścili nikomu – mówiły osoby idące do kościoła.
Pogoda najwyraźniej odstraszyła również amatorów śmigusa-dyngusa w Kielcach. Przed świątyniami nie było młodych ludzi z wiaderkami wody. Wychodzący z kościoła św. Ducha przyznawali, że ta tradycja powoli zanika.
– Kiedyś całe ulice, klatki schodowe, czy wnętrza autobusów były mokre. Dziś nikogo tu nie ma, tylko hula wiatr – mówili kielczanie.
Starszy sierżant Damian Janus z zespołu prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji przypomina, że polewanie osób, które sobie tego nie życzą może skończyć się mandatem.
Dziś, tradycja śmigusa-dyngusa kultywowana jest przede wszystkim przez najmłodszych, którzy polewają się między sobą używając sikawek lub specjalnych pistoletów na wodę.
 M10D 215,072 MHz                    Zadzwoń do studia 41 200 20 20
 M10D 215,072 MHz                    Zadzwoń do studia 41 200 20 20           
  
 










 
  
 
