Z drugim dniem świąt wielkanocnych nieodłącznie związany jest zwyczaj, zwany śmigusem-dyngusem, Lanym Poniedziałkiem lub potocznie lejkiem.
Jak mówi doktor Monika Siwek, socjolog z UJK, dziś tradycja ta polega wyłącznie na oblewaniu się wodą, ale dawniej obchodzono dwa odrębne święta: śmigus oraz dyngus. Nazwa śmigus pochodzi od smagania brzozowymi witkami po nogach i oblewaniu zimną wodą. Z kolei dyngus był to zwyczaj składania sobie nawzajem wizyt i wypraszaniu drobnych darów. Jeśli jakaś panna nie chciała być polana, musiała wykupić się.
Monika Siwek zaznacza, że dawniej oblewano przede wszystkim panny, które specjalnie przed tym się nie wzbraniały. Polewanie wodą oznaczało bowiem zainteresowanie, więc jeśli panna tego dnia nie była polana, mogła to zrozumieć, że nikt jej nie chce. Mężatki z kolei, albo polewano ciepłą wodą, albo skrapiano perfumami. Zresztą ten drugi zwyczaj przetrwał do dziś.
Obecnie śmigus-dyngus powoli zanika, chociaż był taki czas, że tradycja przybrała chuligańskie rozmiary. Młodzież bez opamiętania oblewała wiadrami wody ludzi, którzy szli do kościoła, lub na spacer. Inną „zabawą” nastolatków było zrzucanie woreczków z wodą z dachów budynków, bądź wlewanie jej do środka autobusów na przystankach. Bardzo często w takich przypadkach interweniowała policja.
Dziś, tradycja śmigusa-dyngusa kultywowana jest przede wszystkim przez najmłodszych, którzy polewają się między sobą używając sikawek lub specjalnych pistoletów na wodę.