Premiera spektaklu „The Monstrum Band” według tekstu Mateusza Pakuły w reżyserii Roberta Drobniucha zainaugurowała w sobotę nowy sezon Sceny dla Młodzieży i Dorosłych Teatru Lalki i Aktora „Kubuś” w Kielcach. Spektakl powstał w koprodukcji z Grupą Coincidentia – niezależnym teatrem mającym swoją siedzibę w Solnikach koło Białegostoku.
Widzowie podkreślali, że po raz pierwszy na deskach kieleckiej sceny lalkowej powstał spektakl, który w stylistyce jest całkiem różny od sztuk, do jakich Teatr przyzwyczajał widzów od lat. Dla dyrektora Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Kielcach Andrzeja Dąbrowskiego obejrzane przedstawienie jest znakiem apokalipsy, którą możemy odczytać w dzisiejszym świecie.
Również autor dramatu, kielczanin, a obecnie kierownik literacki Teatru imienia Juliusza Słowackiego w Krakowie, Mateusz Pakuła przyznaje, że wymowa dramatu, choć stylistycznie odbiega od jego wcześniejszych sztuk, ponownie wprowadza przeczucie apokalipsy.
Mateusz Pakuła pierwszy raz stworzył tekst dla kieleckiego „Kubusia”, wcześniej trzy spektakle oparte na jego dramatach wystawiał Teatr imienia Stefana Żeromskiego w Kielcach. W przedstawieniu, które współfinansuje samorząd Białegostoku i województwa podlaskiego występują aktorzy Teatru „Kubuś” i Teatru „Coincidentia”. Białostocka premiera spektaklu odbędzie się za miesiąc.
Garaż Apokalipsa
Zaczyna się jak koncert eksperymentalnej, garażowej kapeli punkrockowej, z mroku wyłaniają się mniej postaci, bardziej dźwięki, trochę inaczej niż w punk rocku, bo nie od razu mocno i agresywnie, ale powoli, ambientowo, muzyka zaczyna ogarniać widzów. Trudno to zresztą nazwać muzyką, bardziej foniczną konstrukcją wydobywaną z przedziwnego instrumentarium, które stanowi całą scenografię spektaklu. Obok pneumatycznych dzwonów rurowych wybebeszone wnętrze fortepianu, stalowe beczki po chemikaliach i miednica z żelaznym łańcuchem ale też dziecięce plastikowe pianinka z natury wydające koszmarne dźwięki. Aktorzy bardzo szybko „zestrajają” się ze swoimi instrumentami, stają się z nimi swoistą jednością.
Przedstawienie zbudowane z wykorzystaniem różnych konwencji teatralnych scala bardzo wyraźna konstrukcja. Warstwą nadrzędną jest koncert tytułowego „The Monstrum Band”, jednak w ten schemat wprowadzone zostały sceny, których bohaterami są poszczególni członkowie zespołu wygłaszający swoje monologi. Niejako klamrą przedstawienia, czyli początkiem i końcem, są wypowiedzi postaci nazwanej Dig, co można z angielskiego tłumaczyć jako Wykopalisko, ożywiony martwy twór, który za pomocą nadania mu nazwy, dowolnej zresztą, ożywa bądź wraca do swojej martwej formy, skąd blisko do utrwalonego w kulturze mitu Golema. Andrzej Kuba Sielski jest w tej roli na swój sposób majestatyczny, najbardziej ukryty ze wszystkich postaci ale paradoksalnie odpowiedzialny za najbardziej dynamiczną warstwę muzyki, czyli związany z sekcją perkusyjną zespołu.
Kolejny monolog wygłasza Pinokio. Postać utrwalona w kulturze dzięki powieści Carlo Collodiego w tekście Mateusza Pakuły daleki jest od najbardziej znanych przedstawień wykorzystywanych w telewizyjnych kreskówkach. To Pinokio przyszłości, który identycznie jak swój literacki pierwowzór powstał po to, by zaspokoić niespełnione marzenia macierzyńskie. O ile w oryginale majster Dżepetto nie może mieć syna, bo jest stary i samotny, tak w wizji Pakuły „rodzice” przyszłości mogą wynająć sobie sztuczne cybernetyczne dziecko, które w każdej chwili równie dobrze mogą porzucić. Grający Pinokia Błażej Twarowski wykreował bodajże najbardziej wstrząsającą postać spektaklu, która w połączeniu z lalką, która zamiast głowy czyli twarzy i mózgu ma smartfon daje widzom dużo do myślenia.
Kolejna postać to Frankenstein w wykonaniu Pawła Chomczyka z Grupy Coincidentia. Jego monolog jest najbardziej dynamiczny, na swój sposób przerysowany jakby pochodził z konwencji filmów grozy niemieckiego ekspresjonizmu. Krzyk Monstrum, lidera tytułowego bandu, w istocie jest modlitwą przerażonego dziecka, które zderzając się ze światem dalekim od empatii i zrozumienia, poszukuje źródeł dobra, swojej genezy, swojego stworzyciela.
Wreszcie ostatnia postać, Ewa w wykonaniu Dagmary Sowy z Grupy Coincidentia, podobnie dynamiczna jak Monstrum Pawła Chomczyka, to koszmarna wizja przyszłości, w której modlitwa Monstrum nabierze dodatkowego sensu. Ewa nigdy nie pozna swojego stworzyciela, bo zaprojektowana genetycznie będzie efektem tysiąca spontanicznych mutacji, co więcej, jej dylematy również na swój sposób staną się skutkiem sztucznych projekcji.
Robert Drobniuch z zaproszonymi do Kielc młodymi twórcami stworzyli spójne i wstrząsające widowisko. The Monstrum Band odgrywa koncert z czarnego snu, który snem wcale nie musi być. Każdy z członków zespołu to ktoś nadwrażliwy i przez to wyczuwający coraz większy fałsz otaczającego nas świata, jego powierzchowność i pozorność. Jeżeli wierzymy w ten świat, jeżeli uznajemy go za nasz własny i jedyny, musimy też uznać, że stworzyli go doktor Frankenstein, Dżepetto albo legion współczesnych genetyków i kreatorów medialnego entertainmentu. Albo się obudzimy.
Ryszard Koziej
Radio Kielce SA