– Ahoj, ekstraprzygodo! – krzyknęła ochoczo hoża, ponadtrzydziestodwuipółletnia pół Francuzka, pół Abchazka, mierzwiąc swe ciut-ciut rozczochrane włosy – takimi słowami rozpoczął się tekst czwartego Świętokrzyskiego Dyktanda, które odbyło się w Wojewódzkiej Bibliotece Publicznej w Kielcach.
Najlepiej z tekstem poradził sobie Patrycjusz Pilewski, który popełnił tylko jeden błąd. Spośród kieleckich VIP-ów najlepiej napisał członek zarządu województwa Jan Maćkowiak.
– Tekst dotyczył podróży, a odnosił się do naszej najbliższej okolicy – regionu świętokrzyskiego. Całość powstała w ciągu kilku godzin – powiedziała dr Marzena Marczewska z Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach, która po raz kolejny opracowała dyktando.
Wśród przedstawicieli kieleckich instytucji swoje umiejętności postanowili sprawdzić m. in. rzecznik wojewody – Agata Wojda, wicemarszałek – Jan Maćkowiak i radny – Dariusz Kozak.
W sprawdzianie ze znajomości ortografii wzięło udział niespełna sto osób.
Tekst IV Świętokrzyskiego Dyktanda
Podróże małe i superduże
– Ahoj, ekstraprzygodo! – krzyknęła ochoczo hoża, ponadtrzydziestodwuipółletnia pół Francuzka, pół Abchazka, mierzwiąc swe ciut-ciut [ciut, ciut] rozczochrane włosy o odcieniu wina beaujolais. – A nużby wreszcie odnaleźć ślady arcygroźnych archozaurów i zanurzyć się w zieleni arcytajemniczego regionu świętokrzyskiego? Ni stąd, ni zowąd okazało się, że trudno dostępne fiordy już nie były dla tej żądnej megaprzygód zhardziałej trzpiotki żadnym hiperwyczynem. Ale przed nią ekskursja jak z bajki: wiślicka chrzcielnica, magiczny Krzyżtopór z Krzyżtopożanką, wirydarz z ażurowymi krużgankami w Sanktuarium Relikwii Drzewa Krzyża Świętego, cysterski refektarz w Wąchocku, starachowicki zespół piecowy, spichlerz w Tokarni, bezbrzeżne gołoborza, sczerniałe starodrzewy z rozwrzeszczanymi strzyżykami i kszykami, czarownice czmychające z histerycznym chichotem, by odprawiać swoje czary-mary… Kraina pasiastego krzemienia i przepysznej żywności. Zalewajka, garus, kugiel, parzybroda, maścibrzuch. Te wiktuały z pewnością wynagrodzą jej w czwórnasób dwuipółtygodniową rozłąkę z rdzawozłotym Fryderykiem, chwackim kotem o nieokiełznanym temperamencie. Czas powziąć decyzję. Rachu-ciachu, szast-prast i po krzyku. Tak pomyślała i raz-dwa spakowała pseudoskórzany sakwojaż. Na to najwyraźniej czyhał długowłosy minipies, chihuahua o króciutkiej kufce i półotwartych ślepkach, który też wybierał się w tę superpodróż.