Moskwa wysyła okręty na Morze Śródziemne, a Wielka Brytania wysłała sześć myśliwców do Akrotiri – swojej bazy wojskowej na Cyprze. Tymczasem Kraje Bliskiego Wschodu apelują o powstrzymanie się przed międzynarodową interwencją w Syrii.
Jedna z rosyjskich agencji prasowych powołując się na źródła w Sztabie Generalnym poinformowała, że Moskwa „odnawia” swoje zgrupowanie okrętów na Morzu Sródziemnym ze względu na sytuację która złożyła się na wschodzie Morza Śródziemnego czyli w domyśle w Syrii. Z kolei inna agencja powołując się na własne źródło w sztabie Marynarki Wojennej stwierdziła, że odnowienie zgrupowania jest „planową rotacją” i nie jest związane z sytuacją w Syrii.
Najpierw ma wpłynąć okręt do zwalczania łodzi podwodnych, a później krążownik rakietowy „Moskwa”. Jesienią na Morzu Śródziemnym pojawi się również inny rosyjski krążownik rakietowy o nazwie „Wariag”, który zastąpi na dyżurze okręt „Wiceadmirał Pantieliejew”.
Rosja w marcu tego roku sformowała eskadrę swoich okrętów na Morzu Śródziemnym. Z informacji mediów wynika, że na tym akwenie operuje kilka jednostek rosyjskiej marynarki wojennej. Rosja posiada w syryjskim porcie Tartus bazę wsparcia dla swoich okrętów.
Wielka Brytania wysłała sześć myśliwców do Akrotiri – swojej bazy wojskowej na Cyprze. Od wybrzeży Syrii wyspę dzieli około 150 km, ale rząd zaprzecza by były to przygotowania do akcji przeciwko reżimowi Assada.
Jak zapewnia ministerstwo, myśliwce Typhoon mają być tylko środkami zapobiegawczymi. „To środki ostrożności, które w czasie wzmożonego napięcia w regionie mają zapewnić ochronę naszych interesów i bezpieczeństwo naszej suwerennej bazy wojskowej” – czytamy w oświadczeniu Ministry of Defence.
Tyle, że brytyjskie media donoszą od jakiegoś czasu, że wokół bazy notuje się zwiększony ruch. Mają tam na przykład przybywać samoloty transportowe.
Mimo oficjalnych zaprzeczeń, nie ustają więc spekulacje, bo znajdująca się na Cyprze baza lotnicza byłaby dogodnym punktem do prowadzenia nalotów na terytorium Syrii.
Tymczasem atak na Damaszek wydaje się jednak być kwestią czasu, bo wiele wskazuje na to, że syryjski reżim użył broni chemicznej wobec cywilów. Sprawdzający to inspektorzy ONZ mają w sobotę przekazać swój raport Sekretarzowi Generalnemu Narodów Zjednoczonych.
Jak relacjonuje z Bejrutu specjalny wysłannik Polskiego Radia Wojciech Cegielski, u syryjskich sąsiadów panuje nastrój wyczekiwania i strachu. Wszyscy obawiają się, że atak na Damaszek może mieć konsekwencje także dla innych krajów. Libańczycy boją się, że w ich kraju dojdzie do powiązanych z syryjską wojną kolejnych zamachów. Z kolei w Izraelu setki ludzi stoją w kolejkach po maski gazowe, a wojsko zmobilizowało rezerwistów.
Nie tylko przeciwnicy, ale także sojusznicy prezydenta Baszara al-Assada ostrzegają świat przed interwencją. „Taki niemądry ruch przyniesie chaos i przemoc w całym regionie i tylko ośmieli niemądre państwa na Bliskim Wschodzie” – podkreśla przewodniczący parlamentu w Iranie Ali Laridżani.
Międzynarodową interwencję po cichu wspiera Turcja, a otwarcie o konieczności ataku na Damaszek mówią syryjscy uchodźcy, mieszkający teraz w Jordanii i Libanie. „Przez dwa lata świat patrzył jak Syryjczycy są zabijani. Nadszedł czas, by świat zatrzymał to. Broń chemiczna była używana już dawno” – mówi jeden z uchodźców.
Syryjska wojna domowa pochłonęła życie ponad stu tysięcy osób i wygnała z kraju niemal dwa miliony mieszkańców.
Na interwencję w Syrii naciskają Stany Zjednoczone, Wielka Brytania i Francja.