Sławomir Kopyciński zaprzecza jednak, by doszło do buntu w świętokrzyskiej organizacji Sojuszu. Zapewnia, że mimo emocji, które towarzyszyły ostatniej Radzie Wojewódzkiej SLD nie ma większych nieporozumień.
Kształt świętokrzyskiej listy wyborczej Sojuszu Lewicy Demokratycznej do parlamentu oburzył część lokalnych działaczy partii, a niektórzy poczuli się urażeni. Kolejność nazwisk, zaproponowana przez lidera SLD w regionie, Sławomira Kopycińskiego nie spodobała się m.in. osobom, które znalazły się na odległych miejscach.
Sławomir Kopyciński zaprzecza jednak, by doszło do buntu w świętokrzyskiej organizacji Sojuszu. Zapewnia, że mimo emocji, które towarzyszyły ostatniej Radzie Wojewódzkiej SLD nie ma większych nieporozumień.
Komentując wycofanie się z kandydowania byłego prezydenta Kielc, Włodzimierza Stępnia, któremu zaproponowana została 15 pozycja szef świętokrzyskiej lewicy stwierdził, że nie można wszystkich zadowolić. „Będę zabiegał o to, by Włodzimierz Stępień zmienił zdanie” – powiedział Sławomir Kopyciński.
Szef wojewódzkich struktur SLD wyjaśnia swoją decyzję koniecznością umieszczania na liście działaczy z całego województwa, także tych, którzy do tej pory nie ubiegali się o mandat. Jak dodaje – problem polega na tym, że wszyscy działacze chcieliby być na jak najwyższych pozycjach, najlepiej w pierwszej piątce, a to nie jest możliwe. Przewodniczący świętokrzyskiego SLD podkreślił, że on sam przygotował propozycję listy, na której Włodzimierz Stępień i Andrzej Szejna znaleźli się dość wysoko, ale to nie spotkało się z akceptacją rady.
Sławomir Kopyciński odniósł się też do wypowiedzi Jana Gierady, który stwierdził, że listę utworzono po to, by największe szanse dać obecnym parlamentarzystom. Wyjaśnił, że umieszczenie ich na wysokich pozycjach jest typowe dla każdego ugrupowania i powszechnie praktykowane.
Ewa Golińska
ewa.golinska@radio.kielce.pl